W obecnych czasach najpoważniejszym problemem, dotyczącym nadużywania leków, nie jest zażywanie heroiny, barbituranów, kokainy czy nawet aspiryny. Problem ten nie ogranicza się również do jakiejś grupy społecznej czy wiekowej.
Ponad połowa Amerykanów jest w większym lub mniejszym stopniu uzależniona od trzech niebezpiecznych używek, o których będziemy mówić w tym rozdziale. Przyjmują je w takiej czy innej formie prawie codziennie, często kilka razy dziennie. Miliony zapadają z powodu ich używania na rozmaite choroby, a setki tysięcy stają rocznie w obliczu śmierci. O jakie używki chodzi? O tytoń, alkohol i kofeinę, które można znaleźć w większości domów, i które są używane regularnie każdego dnia, co więcej — są społecznie akceptowane, a w niektórych kręgach niemal obowiązkowe, aczkolwiek są bardzo niebezpieczne dla twojego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Na całym świecie największym problemem jest alkohol. Zajmuje pierwsze miejsce w Rosji, Europie i krajach trzeciego świata. W Stanach Zjednoczonych ustępuje tylko tytoniowi. Przeciętny Francuz wypija rocznie około trzydziestu litrów alkoholu. Drugie miejsce przypada Włochom z czternastoma litrami na głowę. Na trzecim miejscu są Szwajcarzy z dwunastoma litrami rocznie. Dziewięć litrów na obywatela zapewniło czwartą pozycję Stanom Zjednoczonym, a tuż za nimi plasuje się Wielka Brytania, której przeciętny mieszkaniec wypija osiem i pół litra alkoholu rocznie. Dane te pochodzą z oficjalnych statystyk i mogą ulegać zmianie. Na przykład we Francji w ciągu ostatnich kilku lat obserwuje się spadek spożycia alkoholu. Opierając się na moich osobistych obserwacjach odnośnie do krajów trzeciego świata, uważam, że niektóre niepodległe państwa afrykańskie powinny znaleźć się w pierwszej piątce. Chociaż trudno o wiarygodne dane, na jednej z czołowych pozycji umieściłbym Zambię.
W Stanach Zjednoczonych od osiemdziesięciu do dziewięćdziesięciu milionów osób regularnie pije alkohol. Około dziewięciu milionów spośród nich to zaawansowani alkoholicy. Jedna czwarta do jednej trzeciej alkoholików z całego świata żyje w Stanach Zjednoczonych.
Jednym z bardziej niepokojących aspektów tego problemu jest wzrastające spożycie alkoholu wśród nastolatków. Pracownicy służb antynarkotykowych mówią, że staje się to poważniejszym problemem niż wszystkie inne problemy, dotyczące narkotyków, razem wzięte. A ponieważ alkohol jest tak łatwo dostępny, coraz większa rzesza młodzieży popada w alkoholizm. Wielkość problemu odzwierciedlają statystyki zgonów. Jedyną grupą wiekową w USA, w której w ciągu ostatnich kilku lat wzrosła śmiertelność to ludzie od szesnastego do dwudziestego czwartego roku życia.
Zbyt często alkohol jest traktowany z przymrużeniem oka. Telewizyjne reklamy piwa, pojawiające się w trakcie prawie każdej transmisji sportowej robią nam pranie mózgu. Przeciętny Amerykanin jest przekonany, że korzyści, płynące ze spożywania alkoholu, przewyższają zagrożenia z tym związane. Ale przyjrzyjmy się społecznym i zdrowotnym problemom, spowodowanym spożywaniem alkoholu zarówno w małych, jak i dużych ilościach. Popatrzmy, czy służy w jakikolwiek sposób twojemu zdrowiu, czy też stanowi dla niego tylko zagrożenie. Jako lekarz z własnego doświadczenia wiem, ile problemów powoduje alkohol. Ratowałem zbyt wiele ofiar wypadków, których był głównym winowajcą. Oglądałem zbyt wielu umierających na skutek gwałtu i przemocy, którym tak sprzyja. Widziałem zbyt wiele rozbitych przez niego domów.
Oczywiście reklamy i przedstawiciele przedsiębiorstw, produkujących alkohol, będą malować jego dobrodziejstwa i zalety w jak najbardziej kuszących barwach i nigdy nie wspomną o nędzy, przegranym życiu i śmierci, do których przyczynia się alkohol. Ci, co propagują picie napojów alkoholowych często zaprzeczają, robią uniki, maskują lub ignorują rozmiary tego problemu. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że ci, którzy wierzą w całkowitą abstynencję, często przyjmują zbyt sztywną i rygorystyczną postawę. Co więcej, proponowane przez nich rozwiązania są z reguły niepraktyczne. Ci „dobroczyńcy” społeczeństwa są tak pełni uprzedzeń i tak zapatrzeni we własną doskonałość, że odstraszają wielu tych, którym mogliby zaproponować bardziej praktyczne rozwiązania. Ze swojej strony zachęcam was, abyście zbadali fakty otwartym umysłem. Rozważcie przeróżne skutki picia alkoholu, a następnie sami zadecydujcie, czy będziecie pić dużo, trochę lub w ogóle.
Możemy z pożytkiem rozważać społeczne, kryminalne i ekonomiczne aspekty nadużywania alkoholu, bowiem nie są one bez znaczenia. Jednak najważniejszą rzeczą jest uświadomienie sobie, jaki jest jego bezpośredni wpływ na nasz organizm. Alkohol jest protoplazmatyczną trucizną. Każda komórka twojego ciała — czy to w mózgu, wątrobie, nerkach, mięśniach czy w skórze — jest zbudowana z substancji zwanej protoplazmą. Funkcje życiowe są pełnione przez tryliony poszczególnych komórek, tworzących twoje ciało. Wszystko, co zakłóca, ogranicza lub niszczy efekty pracy komórek nazywane jest toksyną (trucizną).
Co dzieje się w momencie, gdy wypijemy koktajl przed obiadem? Niewielka ilość białka i cukru w nim zawarta uruchamia cały układ trawienny. Po pewnym czasie cukier i białko zostają strawione. Alkohol nie wymaga trawienia. Jest bezpośrednio wchłaniany do krwi z żołądka i jelit. W ciągu kilku minut wszystkie komórki naszego ciała zdążą skosztować tej toksyny. I pomimo tego, że w tym przypadku alkohol może być znacznie rozcieńczony, pociąga za sobą jednak pewne, chociażby niewielkie, skutki, oddziaływając na każdą komórkę naszego organizmu.
Najpierw czujemy lekkie pobudzenie, pierwszy efekt wypicia kieliszka alkoholu. W tym samym czasie zaalarmowane siły obronne ustroju rozpoczynają pracę, próbując pozbyć się wroga. Krwinki białe, histiocyty, krwinki czerwone i inne poświęcają się, usuwając uszkodzone i martwe komórki. Całkowita liczba komórek obronnych organizmu czasowo spada. Krwinki czerwone zbijają się w gromadę, jak ochroniarze, i tworzą czopy, odcinające dopływ krwi do małych grup komórek w różnych częściach ciała, szczególnie w mózgu, powodując całkowite zniszczenie niektórych z nich. To zlepianie się czerwonych krwinek daje się nawet zauważyć jeszcze dwanaście godzin po wypiciu kilku kieliszków. Za każdym razem, kiedy spożywamy alkohol, tracimy pewną liczbę komórek mózgowych. Te komórki nie mogą być odtworzone.
Po kilku minutach zaczynamy czuć się odprężeni. Jednak aktywność niektórych organów naszego ciała wzrasta. Komórki wątroby podejmują szaleńczy wyścig z czasem, starając się jak najszybciej zmetabolizować i unieszkodliwić truciznę. To jedna z przyczyn, dlaczego wątroba alkoholika jest tak zużyta i często następuje zgon z powodu najgroźniejszego z długofalowych skutków picia alkoholu — marskości wątroby.
Przez długi okres czasu niektórzy lekarze uważali, że alkohol rozszerza naczynia krwionośne, odżywiające serce. Panowało przekonanie, że kieliszek wina zwiększa zaopatrzenie serca w tlen, zmniejszając w ten sposób ryzyko zawału serca. Ostatnie badania dowiodły, że nie tylko jest to bezzasadne, ale że słuszny jest właśnie wręcz przeciwny pogląd. Jeden lub dwa kieliszki wywołują skurcz naczyń wieńcowych, zmniejszając dopływ tlenu i narażając w ten sposób daną osobę na atak serca. Obfity posiłek popijany alkoholem może być zabójczą kombinacją dla kogoś o zwężonych naczyniach wieńcowych. Ostatnio wiele publikacji poświęcono faktowi, iż alkohol zwiększa frakcję HDL cholesterolu we krwi, która zabezpiecza przed zawałem. Jest prawdą, że alkohol podwyższa poziom HDL cholesterolu. Jednak bliższe przyjrzenie się budowie chemicznej HDL ujawnia, że istnieją trzy typy tych lipoprotein, z których tylko jeden usuwa z tętnic LDL cholesterol. Chociaż alkohol rzeczywiście podnosi całkowity poziom HDL, względna zawartość podfrakcji ochronnej spada.
Mit o leczniczych działaniach alkoholu ma długą historię. Został zaakceptowany przez opinię publiczną i pewną część lekarzy. Alkohol zalecano jako środek na wszystko, począwszy od ukąszenia węża aż do przeziębienia. Ale ile mamy naprawdę dowodów na to, że alkohol rzeczywiście skutecznie działa w leczeniu chorób?
Jedną z odpowiedzi daje nam dr William B. Terhune, bardzo obiektywny badacz, który nie zaleca bynajmniej całkowitej abstynencji. W swojej książce, „Jak bezpiecznie pić”, stwierdza, co następuje: „Alkohol jest bardzo kiepskim lekiem we wszystkich przypadkach. Nie ma żadnego naukowego uzasadnienia jego zastosowania w lecznictwie. Przypisywane są mu właściwości, których nie posiada. Alkohol nie ułatwia pracy sercu, nie zapobiega niewydolności wieńcowej, ani nie dodaje siły. Słabo pobudza apetyt, utrudnia trawienie, a jako środek przeciwdziałający zmęczeniu, działa jak bat na zmęczonego konia. Nie jest „pocieszycielem starców”, ponieważ jeszcze bardziej upośledza starzejący się mózg”.
Jednym z poważnych skutków picia alkoholu jest jego wpływ na powstanie stanu niedożywienia. Ludzie, którzy regularnie piją alkohol, często źle się odżywiają. Są tego dwie główne przyczyny. Po pierwsze: alkohol tłumi i znosi naturalne mechanizmy głodu; po drugie: jest skoncentrowanym źródłem pustych kalorii. Każdy gram alkoholu dostarcza kilku kalorii. Oznacza to, że wypijając pół litra wódki dziennie, jak czyni to wielu alkoholików, dostarcza się organizmowi około trzech tysięcy kalorii. Nie mają one żadnej wartości odżywczej. W całej baryłce alkoholu poza odrobiną składników mineralnych nie ma nawet śladu witamin, ani grama białka, tłuszczu czy węglowodanów. Koktajle i piwo słodowe zawierają cukier, ale korzyści z niego są znikome, gdyż przekształca się w tłuszcz i przyczynia do powstania przysłowiowego „brzucha piwosza”.
Niedobór białka i różnych witamin jest wśród alkoholików na porządku dziennym i po części doprowadza do uszkodzenia wątroby i mózgu, co jest nieuchronnym skutkiem nałogowego picia. Choroby, takie jak beri-beri (niedobór witaminy B1), szkorbut (niedobór wit. C) oraz pelagra (niedobór niacyny), są często spotykane wśród alkoholików.
Niedobory witamin, minerałów i składników odżywczych prowadzą do osłabienia organizmu, który nie jest w stanie stawić czoło infekcjom. Dodaj do tego niszczenie krwinek białych i inne uszkodzenia w układzie immunologicznym, a otrzymasz odpowiedź, dlaczego na zapalenie płuc i inne choroby zakaźne umiera więcej alkoholików niż abstynentów. Nawet pijący „dla towarzystwa” są bardziej podatni na infekcje niż niepijący.
Nie mogę nikogo przymusić, aby porzucił alkohol. To decyzja, którą każdy musi podjąć osobiście. Ale nie dajmy się zwieść twierdzeniu, że alkohol jest dla nas dobry. Nie jest. Jest trucizną!
Dziesięć procent pijących „dla towarzystwa” zostaje alkoholikami.
Jedynym znanym lekarstwem na alkoholizm jest całkowita abstynencja.
Nie chcę w tym miejscu szeroko omawiać mechanizmów uzależnienia. Nie da się zaprzeczyć, że osoba uzależniona, to ktoś, kto stracił kontrolę nad pewną częścią swojego życia. Alkoholik potrzebuje porady psychologa, a może nawet leczenia psychiatrycznego. Poza tym potrzebne mu jest wsparcie otoczenia. Pomocne może być centrum rehabilitacji. Najskuteczniejszą pomoc mogą okazać organizacje typu Anonimowi Alkoholicy oraz inteligentni doradcy duchowi. Jeśli rzeczywiście pragniemy optymalnego fizycznego i psychicznego zdrowia, musimy przestać używać alkoholu. Już jego małe ilości mogą nam wyrządzić szkodę, częstokroć poważną. Nawet sen pod wpływem alkoholu jest typu NREM, a więc nie zapewnia nam odpowiedniego wypoczynku.
Zakrojona na szeroką skalę reklama napojów alkoholowych wpoiła w niektórych przekonanie, że piwo jest mniej szkodliwe niż mocne trunki, a wino bardziej eleganckie i zdrowsze niż whisky. Proszę, nie daj się nabrać. Pomyśl trochę. Zawartość alkoholu (nie stężenie) jest taka sama w butelce piwa, jak i w kieliszku wina czy koktajlu.
Musisz także wziąć pod uwagę inne niebezpieczeństwo. Nawet niewielkie ilości alkoholu niszczą komórki mózgowe. Jako internista byłem zdumiony tym, co widziałem podczas sekcji zwłok nałogowych alkoholików. Mózg niektórych z nich był dwa razy mniejszy niż normalny, a zakręty korowe, tak istotne dla jego funkcji, ledwie zaznaczone.
Innym przerażającym odkryciem był widok zniekształconych i pełnych bruzd wątrób alkoholików, dotkniętych marskością. Ten cudowny organ, tak nieodzowny dla życia, był całkowicie zniszczony i niezdolny do pełnienia swoich funkcji na skutek niedoborów pokarmowych i toksycznych efektów działania alkoholu. Jeśli alkohol jest przyjacielem, to komu jeszcze potrzeba wrogów?
Nawet najbardziej naiwny wie, że alkohol wpływa na świadomość. Odbiera zdolność trzeźwego osądu i samokontrolę. Małe dawki osłabiają refleks i wydłużają czas reakcji. Umiarkowanie pijący mogą być za kierownicą bardziej niebezpieczni niż pijący na umór. Pijany kierowca często zwalnia i wlecze się. Po jednym czy dwóch kieliszkach jednak mocniej wierzy w ostrość swoich zmysłów i wspanialy refleks. Jest bardzo pewny siebie. To złudzenie sprawia, że jedzie szybciej, zachowując mniejszą ostrożność. Jeden lub dwa kieliszki mogą wyznaczyć granicę między bezpieczną jazdą a wypadkiem, a może nawet pomiędzy życiem a śmiercią.
Alkohol — wątpliwe korzyści połączone z ogromnym ryzykiem. Czy trzeba je podejmować? Dlaczegoż by nie wybrać drogi prowadzącej do zdrowia i jasnego umysłu? Jeśli pijesz, przestań. Jeśli nie pijesz, nie zaczynaj.
Tytoń został odkryty przez Krzysztofa Kolumba, kiedy w 1492 roku wylądował w Nowym Świecie. Dwóch z jego żeglarzy przywiozło go do Hiszpanii. Tam zadziwiali swoich rodaków świeżo nabytą umiejętnością palenia. Ale już wkrótce znaleźli się w poważnych tarapatach. Z polecenia inkwizycji, potężnej religijno-politycznej siły w tamtych czasach, zostali aresztowani i wtrąceni do więzienia. Oskarżono ich o czary i opętanie przez diabła. Obaj żeglarze bezzwłocznie rzucili palenie!
Dzisiaj palenie jest przyczyną poważniejszych kłopotów niż uwięzienie przez inkwizycję! Jest bezpośrednio związane z całym szeregiem chorób, przybierającym nawet rozmiary epidemii. Jest jednym z głównych problemów zdrowia publicznego, nie tylko na Zachodzie, ale także w krajach rozwijających się.
Służba Zdrowia Publicznego Stanów Zjednoczonych, Amerykańskie Towarzystwo Przeciwrakowe i Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne oceniają liczbę zgonów związanych z paleniem na ponad trzysta tysięcy rocznie. Większości z tych przedwczesnych zgonów można by zapobiec, eliminując po prostu ich przyczynę — palenie. Ile nas ono kosztuje? Amerykanie wydają na tytoń czternaście miliardów dolarów rocznie, a kolejne dwanaście na akcesoria z nim związane. Dodaj do tego koszty leczenia chorób, spowodowanych tym nałogiem, a końcowy wynik może wynosić sto miliardów dolarów rocznie!
To właśnie smoły tytoniowe w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju raka u palaczy. Głównym celem ich ataku są błony śluzowe jamy ustnej, dziąseł, krtani, płuc, żołądka i pęcherza. Najbardziej rozpowszechnionym jest rak płuc. Każdego roku liczba zgonów na tę chorobę w samych Stanach Zjednoczonych sięga stu dwudziestu tysięcy. To o sto tysięcy więcej niż czterdzieści lat temu! Ponad dziewięćdziesiąt procent przypadków raka płuc jest spowodowanych paleniem papierosów. Do niedawna rak płuc był uważany za męską chorobę. Ale od czasów drugiej wojny światowej liczba palących kobiet gwałtownie rośnie. „Idę z czasem, z postępem, z osiągnięciami”, jak głosi popularna reklama. Ostatnio Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne ogłosiło, że liczba zgonów kobiet z powodu raka płuc przewyższa liczbę zgonów, spowodowanych rakiem piersi. Być może wkrótce kobiety osiągną w tej smutnej dziedzinie równouprawnienie z mężczyznami, ponieważ wśród białych mężczyzn częstotliwość występowania raka płuc maleje.
Niektóre smoły są niszczone w wątrobie, inne są wydalane przez nerki. Jednak osadzając się w pęcherzu mogą również i tam wywołać raka. Jeśli palacz będzie pił dużo wody, smoły będą wypłukiwane, zmniejszając ryzyko zachorowania na raka pęcherza. Niestety palacze piją zwykle mniej niż niepalący.
Wszystkie rodzaje raka występują częściej u palących niż u niepalących. Palenie osłabia układ immunologiczny i zdolność organizmu do samoobrony. Innym czynnikiem jest zmniejszenie zaopatrzenia organizmu w tlen. Dochodzi do tego wskutek skurczu tętnic i włośniczek, wywołanego przez nikotynę. Sprzyja temu także zwiększone stężenie tlenku węgla we krwi palacza. Rak nie jest prostą, jednorodną chorobą. To cała rodzina złośliwych chorób. Na szczęście dziewięćdziesięciu procentom przypadków raka płuc można zapobiec rzucając po prostu palenie. Palacz ma większą szansę przeżycia, jeżeli zacznie intensywnie ćwiczyć. Istnieje nadzieja, że gdy zacznie uprawiać sport, rzuci palenie z własnej inicjatywy. Inną pomocą dla palaczy jest przyjmowanie antyoksydantów, takich jak witamina A (karoten), witamina C i witamina E. (Patrz rozdział trzynasty — dieta przeciwrakowa). Po co czekać, aż będzie za późno? Zacznij nowe życie. Nie można palić i być okazem zdrowia. Rzuć palenie!
Pamiętam, jak mój syn, Dawid, uczył się jeździć na rowerze. Z początku miał trudności z utrzymaniem równowagi, jednak już po kilku dniach radził sobie całkiem nieźle. Stałem na chodniku patrząc, jak jedzie z rękami wysoko uniesionymi w górze. „Patrz tatusiu! — krzyknął — bez trzymanki!” Nauczył się doskonale utrzymywać równowagę i potrafił jeździć, nie trzymając kierownicy. Można jeździć na rowerze, nie używając rąk, ale nie można oddychać ani żyć — bez płuc. Palenie niszczy twoje płuca.
Ten stan nazywamy rozedmą. To jedna z najbardziej przerażających chorób, z jakimi stykają się lekarze. Rozedma rozpoczyna się kaszlem, który przechodzi błyskawicznie w duszność. Jan był pacjentem, dobiegającym właśnie czterdziestki. Był dobrze zbudowany, miał 175 cm wzrostu i ważył 85 kilogramów. Pięć lat temu był świetnym narciarzem i lubił spędzać czas na wolnym powietrzu. Był także nałogowym palaczem, wypalającym przeciętnie dwie paczki papierosów dziennie.
Teraz, kiedy go zobaczyłem, wyglądał jak chodzący szkielet. Wydawał się co najmniej o pięć centymetrów niższy i ważył 59 kilogramów. Miał rozedmę płuc, a jego chodzenie ograniczało się do pięciu kroków, po których musiał odpocząć, opierając się na poręczy łóżka, zanim był w stanie przejść do następnego łóżka na oddziale. Jego oddech był charczący i świszczący. Na twarzy malował się strach, jak gdyby obawiał się, że za chwilę wyda ostatnie tchnienie. Krople potu pokrywały jego czoło i policzki. Nie był w stanie zdmuchnąć zapalonej zapałki, nawet z odległości dziesięciu centymetrów. Umarł, zanim ukończył czterdzieści lat na chorobę, której w dziewięćdziesięciu procentach można zapobiec. Ofiary rozedmy mają straszliwe uczucie nieustannego braku powietrza. Wywołane jest to niszczącym działaniem dymu na końcowe odcinki drzewa oskrzelowego. Zwłóknienie i zbliznowacenie zwęża światło oskrzelików końcowych, prowadzących do woreczków, zwanych pęcherzykami. Powietrze może dostać się do tej jednostki czynnościowej, ale nie może się z niej wydostać. Na skutek tego wytwarza się ciśnienie, rozrywające w końcu pęcherzyki płucne, które pękają tak jak gumowy balonik, gdy jest zbyt mocno nadmuchany. Objawy występują dopiero wtedy, gdy ulega zniszczeniu około pięćdziesięciu procent tkanki płucnej.
Jak dotąd nie ma lekarstwa na rozedmę. Być może kiedyś na porządku dziennym będą przeszczepy płuc. We wczesnym stadium choroby pomocne są pewne ćwiczenia oddechowe. Przez jakiś czas pomaga wdychanie czystego tlenu, ale w końcu już nic nie pomaga. Jedyna rada — natychmiast rzucić palenie, a najlepiej wcale nie zaczynać.
Przy leczeniu chorób serca i naczyń krwionośnych lekarz musi wziąć pod uwagę wiele rzeczy. W statystykach dotyczących chorób serca wyraźnie wyróżnia się jeden czynnik: jedna trzecia zgonów z powodu choroby wieńcowej jest spowodowana paleniem. Oznacza to, że rocznie dwieście tysięcy ofiar zawału serca umiera przedwcześnie z tego powodu. Spacer do kiosku po paczkę papierosów może być dobrym ćwiczeniem, ale może być też marszem skazańca.
Pomimo ryzyka, wielu palaczy uparcie trwa w nałogu. Jest możliwe, że osoby te mają podświadomy pociąg do samozniszczenia. Wiem, że nie masz autodestrukcyjnej osobowości, ponieważ wciąż jeszcze czytasz tę książkę. Jestem pewien, że jesteś zainteresowany zdrowiem i chcesz prowadzić zdrowe i szczęśliwe życie. Poniższy plan odzwyczajania się od nałogu pomoże większości palaczy pokonać tę wysoką poprzeczkę. Jeśli nie palisz, może będziesz chciał podzielić się niektórymi wskazówkami z palącym przyjacielem.
Jest kilka dobrych sposobów, chociaż niektóre z nich są dość kosztowne. Ale nie spotkałem jeszcze lepszego i skuteczniejszego programu niż pięciodniowy plan, opracowany przez mojego szkolnego kolegę i przyjaciela, dr. J. Wayne’a MacFarlanda. Ten plan jest upowszechniany na całym świecie przez Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, a w spotkaniach uczestniczyło już ponad dziesięć milionów ludzi. Gdy przed wieloma laty dr MacFarland przekonał mnie o skuteczności swojego planu, zaczynałem się właśnie zajmować oświatą zdrowotną. Nie rezygnując z mojej praktyki w San Fernando Valley, gdy tylko mogłem, prowadziłem zajęcia odwykowe. Stało się to moim hobby — bardzo przyjemnym i wdzięcznym. W ciągu dwudziestu lat „hobby” to zaprowadziło mnie do osiemdziesięciu pięciu krajów, włączając w to Południową Afrykę, Zimbabwe, Zambię, Burundi, Rwandę, Beczuanę, Hiszpanię, Egipt, Izrael, Turcję, Jordanię, Iran, Rosję, Anglię, Meksyk i kilka krajów Południowej Ameryki. Odniosłem z tego wiele korzyści, z których znaczną była możliwość spotykania się i pomagania ludziom najróżniejszych profesji. Uczestniczyły w tych spotkaniach gwiazdy filmowe, biznesmeni, urzędnicy państwowi i zwykli ludzie. Sądzę, że pomogłem porzucić nałóg ponad szesnastu tysiącom ludzi.
Bill był inżynierem, który uczęszczał na jedno z naszych seminariów antynikotynowych w Anaheim w Kalifornii. Udało mu się nie palić przez dwa dni. Trzeciego dnia nadszedł kryzys. Stosował się ściśle do zaleceń programu, ale w pewnej chwili wydawało mu się, że przegra i zapali papierosa. Przypomniał sobie naszą wzmiankę o modlitwie, ale będąc ateistą nigdy w życiu nie modlił się. Nigdy nawet nie był w kościele. Ostatecznie zdecydował się jednak spróbować. Wyszedł ze swojego biura i poszedł do toalety. Na szczęście nikogo tam nie było. „Jak to się robi?” — spytał sam siebie. „Czy trzeba patrzeć w dół, czy do góry?” Zdecydował się patrzeć do góry.
Oto co powiedział: „Cześć. Nazywam się Bill i chcę rzucić palenie. Zrobiłem wszystko, co polecił doktor, ale wciąż mam problemy. Czy mógłbyś usunąć ten pociąg do papierosa? Dziękuję”.
Na zakończenie spotkań Bill powiedział ponad dwustu zgromadzonym ludziom, że jego nieodparty pociąg do papierosów znikł bez śladu, i od tego czasu nie zapalił ani jednego papierosa. Mam nadzieję, że po tych wszystkich informacjach zostałeś przekonany, że najlepiej dla twojego zdrowia jest nie używać alkoholu i tytoniu. Jest jednak jeszcze jedna bardziej popularna trucizna, którą Amerykanie zażywają prawie codziennie. Musisz się o niej czegoś dowiedzieć i poznać skutki jej działania. Zajmę się nią w następnym rozdziale.
Wystrzegaj się nałogu palenia tytoniu, picia alkoholu i zażywania kofeiny, po prostu nie używając ich. Uświadomienie sobie problemów, jakie powodują i ich wpływu na twój organizm pomoże ci trzymać się od nich z daleka.
Jeżeli pijesz alkohol, ogranicz jego spożycie. Nawet picie „dla towarzystwa” naraża na szwank twoje zdrowie. Jednak najlepiej jest zrezygnować z niego całkowicie. Właściwe odżywianie, połączone z odpowiednim programem ćwiczeń fizycznych, pomoże ci w tym dążeniu.
Jeśli jesteś palaczem, przestań nim być. Przyjrzyj się jeszcze raz opisanemu w tym rozdziale programowi, który może być ci pomocny. Rzucenie palenia może być trudniejsze niż rezygnacja z alkoholu. Pomoc jest w zasięgu ręki, ale tylko ty możesz podjąć decyzję o porzuceniu nałogu.
Widziałem jej reklamę na Grenlandii, u stóp lodowca oraz na południowym krańcu Ameryki Południowej, gdzie fale oceanu rozbijają się o skały przylądka Horn. Znajdziesz ją w namiotach koczowników na pustyni Synaj i w chatach wieśniaków w odległych rejonach Chin i Tybetu. Rosja wypija jej miliony litrów rocznie. Będzie uśmiechać się do ciebie ze słupów ogłoszeniowych w całej Północnej Ameryce, od oceanu do oceanu i od granicy do granicy. Idąc ulicami jakiegokolwiek europejskiego miasta, nie zdołasz uciec od jej zapachu. To trucizna. Kofeina, która znajduje się w kawie, herbacie oraz w całym szerokim wachlarzu napojów typu „cola”.
Większość ludzi pije napoje zawierające kofeinę, ponieważ zapewniają im chwilowy przypływ energii i rześkość oraz poczucie przynależności do określonego pokolenia. Najpopularniejszym napojem kofeinowym jest kawa. Prawie każdy mieszkaniec Zachodu, który przekroczył dwunasty rok życia pije kawę. W samych Stanach Zjednoczonych zużywa się rocznie ponad miliard kilogramów kawy. Na całym świecie spożycie to sięga 5 miliardów!
Ale na tym nie koniec. Spośród 21,5 miliarda litrów napojów gazowanych wypijanych co roku w USA, 65% zawiera kofeinę i to właśnie one są głównym źródłem kofeiny spożywanej przez dorastającą młodzież.
Około 850 r. n.e., jak mówi opowieść, arabski pasterz kóz, imieniem Kaldi, pewnego dnia zaobserwował, że zwierzęta dziwnie się zachowują. Ciche i spokojne zazwyczaj stworzenia, tego dnia wychodziły z siebie. Podskakiwały i biegały więcej niż zwykle. Zauważył, że stało się to po zjedzeniu przez nie jagód z pewnego krzaka. Wiedziony ciekawością Kaldi skosztował jagód i przeżył pierwsze historyczne upojenie kawą — niezwykłe uczucie rześkości i ożywienia. Podzielił się swoim odkryciem z innymi pasterzami. Ci przekazali je wieśniakom. Do siedemnastego wieku picie kawy rozprzestrzeniło się po wszystkich krajach arabskich i doszło aż do Europy. W owych czasach ci, co pili kawę w żaden sposób nie mogli dowiedzieć się, co właściwie zapewnia im to uczucie zadowolenia i ożywienia. Gdyby poddali analizie ziarno kawowe, odkryliby wiele różnych substancji chemicznych. Najważniejszą z nich jest kofeina, która działa pobudzająco na organizm, a w szczególności na system nerwowy.
Kofeina jest lekiem należącym do grupy metyloksantyn. Chociaż teofilina (zawarta w herbacie) i teobromina (wchodzi w skład czekolady) należą do tej samej grupy, jednak ich budowa i działania biologiczne różnią się znacznie od kofeiny. Pod względem chemicznym leki te są bardzo podobne, ale fizjologiczna reakcja na nie może być zupełnie różna. Jednak większość specjalistów z dziedziny chemii żywności zgadza się co do tego, że zarówno kawa, jak i herbata czy czekolada zawierają znaczne ilości kofeiny.
Mahomet, w Koranie, zakazał pić odurzające napoje, a w późniejszych latach przywódcy muzułmańscy zaliczyli do nich również kawę. Nie znamy powodów wprowadzenia takiego zakazu, ponieważ na poparcie swoich przekonań nie posiadali żadnych naukowych dowodów. W szesnastym wieku papież Klemens VIII zajął wręcz przeciwne stanowisko, nazywając kawę „prawdziwie chrześcijańskim napojem”. Do naszych czasów unikalny smak i pobudzające działanie kawy i herbaty zapewniły tym napojom popularność na całym świecie. Większość ludzi rozkoszuje się aromatem kawy. Ale kofeina, która cię orzeźwia, może cię także otępić. Powoduje określone fizyczne i psychologiczne skutki, przynoszące szkodę twojemu zdrowiu. Kofeina wywołuje niewielką euforię, ożywienie i w znacznym stopniu usuwa uczucie zmęczenia. Wydaje się, że łagodzi bóle głowy, drażliwość i nerwowość. Ale większość z tych efektów jest tylko złudzeniem. Kofeina nie ma żadnego wpływu na nasze mechanizmy zmęczenia.
„Chwileczkę!”, zawołasz, „Zeszłej nocy, gdy prowadziłem samochód, omal nie zasnąłem za kierownicą. Zatrzymałem się przy jakiejś kafejce i wypiłem dwie filiżanki kawy. I wiesz, co się stało? Jaka różnica! Nie tylko bez problemu dojechałem do domu, ale jeszcze byłem w stanie obejrzeć nocny program w telewizji”.
Niestety, przyjacielu. Kawa w najmniejszym stopniu nie usunęła twojego zmęczenia. Twoje ciało było tak samo zmęczone przed, jak i po jej wypiciu, tylko nie wiedziałeś o tym. Twój refleks i czas reakcji uległy chwilowej poprawie, ale wkrótce spadły do poziomu jeszcze niższego niż wówczas, gdy po raz pierwszy odczułeś zmęczenie. Gdybyś później znalazł się w jakiejś niebezpiecznej sytuacji, kofeina mogłaby przeszkodzić ci w twoim bezpiecznym powrocie do domu. Dając ci fałszywe poczucie rześkości, mogłaby przyczynić się do wypadku.
Przypatrzmy się bliżej mechanizmom działania kofeiny. Stymuluje ona centralny układ nerwowy. Na początku wprawia w ruch mechanizmy rezerw zwiększając poziom cukru we krwi, przyspieszając czynność serca, zwiększając jego rzut i ciśnienie tętnicze. Powoduje zwiększenie ilości wydzielanego przez nerki moczu i wzrost częstości oddechu. Jak do tego dochodzi? Przez działanie farmakologiczne. Nie dostarcza nam przecież ani kalorii, ani składników odżywczych, ani witamin. Przypomina to poganianie batem zmęczonego konia, pod wpływem bólu będzie szedł szybciej, ale tak naprawdę nie jest wcale mniej zmęczony. Zmuszamy konia, by sięgnął do swych rezerw energetycznych, które nie zawsze łatwo uzupełnić. Być może niektórych z nich w ogóle nie da się uzupełnić.
Kofeina powoduje, że ulegamy złudzeniu — jest jak dobry aktor, który sprawia, że odtwarzana postać wydaje się rzeczywista. Daje nam złudzenie dobrego samopoczucia i zdrowia. Ale tak jak w teatrze zawsze kiedyś opada kurtyna, tak i w naszym życiu, jeśli będziemy żyli złudzeniem o swojej energii i rześkości, pewnego dnia kurtyna opadnie i nasze zdrowie załamie się. Nieustanne zmęczenie, nadszarpnięte nerwy, zakłócenia w funkcjonowaniu narządów — syndrom zmęczonego konia — będzie ceną, jaką zapłacimy za iluzję, wywołaną kofeiną.
Harvey był dyrektorem liceum, które znajdowało się w pobliżu mojego gabinetu. Wydawało się, że jest pełen energii, ale nie wypływało to z dobrego stanu jego zdrowia. Miał nadciśnienie, kłopoty z nerkami i cierpiał na bezsenność, do której nie chciał się przyznać. Harvey wypijał każdego dnia dwadzieścia filiżanek czarnej kawy. Wyjaśniłem mu szkodliwe następstwa takiego stylu życia, ale nigdy nie udało mi się przekonać go, by nie pił kawy. Nie palił i rzadko używał alkoholu. Powiedział mi: „Kawa utrzymuje mnie na nogach, doktorze”. A potem dodał: „Bez kawy byłbym nieudacznikiem i niczego bym nie dokonał”. W końcu udało mi się wytłumaczyć mu, że jeśli nie zmieni swoich nawyków, to „zachłoszcze się” na śmierć. Zastosował się do mojej rady przez kilka dni, ale skutki abstynencji były tak silne, że prędko wrócił do swoich dwudziestu filiżanek dziennie.
Harvey dobiegał wtedy pięćdziesiątki. Nie dożył. Zmarł na atak serca. Z ogromnym żalem podpisywałem jego akt zgonu: Zawał serca, którego przyczyną była choroba wieńcowa. Mógłbym jeszcze dopisać: kawa.
Dr Hardinge poddał badaniom dwa gatunki pająków, używając do tego celu wielu osobników. Znalazł gatunek, który wytwarzał piękną, dużą oraz symetryczną pajęczynę i wykorzystał go do dalszych eksperymentów. W przemyślny sposób przy pomocy mikroskopijnej igły wstrzykiwał pająkom maleńką dawkę kofeiny. Każdy z nich otrzymał dawkę odpowiadającą dwom filiżankom kawy, wypijanym przez dorosłego człowieka.
Następnie poddano badaniom pajęczyny. Wszystkie były całkowicie zniekształcone. Były małe, składały się z kilku nitek, i wyglądały wręcz żałośnie. Przed podaniem kofeiny pajęczyny miały po trzydzieści, trzydzieści pięć regularnych okręgów jedwabnej nici. Lecz pajęczyny utkane jeszcze czterdzieści osiem godzin po podaniu kofeiny wykazywały zniekształcenia i zawierały tylko od dwunastu do trzynastu pierścieni. Po siedemdziesięciu dwóch godzinach wciąż można było zauważyć pewną deformację. Powróciły do normy dopiero po dziewięćdziesięciu sześciu godzinach!
Jego wzrost połączony ze skutkami stresu i wzrostem ciśnienia krwi, spowodowanym przez kofeinę, otwiera drzwi zawałowi serca. Świat medyczny dopiero teraz zaczyna dostrzegać realność tego niebezpieczeństwa. Statystyki dowodzą, że zwolennicy mocnej kawy i herbaty nie tylko są bardziej narażeni na zawał serca, ale również bardziej podatni na wszystkie rodzaje chorób. W mojej praktyce medycznej wielokrotnie spotykałem się z przypadkami zakłóceń rytmu serca, spowodowanymi piciem napojów, zawierających kofeinę. Często, gdy pacjent przestawał pić kawę, znikał problem dodatkowych skurczów.
Kofeina wzmaga także wydzielanie kwasu w żołądku, często powodując zgagę. Intensywne picie kawy może być również przyczyną wrzodów żołądka. Rozmawiałem ostatnio z internistą z kliniki Mayo, który powiedział mi, że nie podejmuje się leczenia choroby wrzodowej u pacjentów, którzy nie są skłonni zrezygnować z kawy czy herbaty. Kofeina wywołuje reakcję stresową, ponieważ pobudza wydzielanie przez organizm katecholamin (adrenaliny i noradrenaliny). Przyczyniają się one do wzrostu ciśnienia krwi u osób, które piją kawę. Nadciśnienie jest jednym z czynników, zwiększających ryzyko ataku serca. Stresogenne działanie kofeiny poraża także częściowo jelita. Trawienie i wchłanianie pokarmu trwa dłużej. Treść pokarmowa pozostaje dłużej w jelitach, a czas wchłaniania się wydłuża. To sprzyja wzdęciom i niestrawności oraz zwiększa ryzyko powstania raka jelita grubego (patrz rozdział trzynasty).
Jednym z najpoważniejszych skutków działania kofeiny jest zespół objawów przypominających nerwicę lękową. Z braku lepszego określenia będziemy nazywać ten stan kofeinizmem. Kofeinizm objawia się zawrotami głowy, pobudzeniem, niepokojem, nawracającymi bólami głowy i zaburzeniami snu. Powoduje, że skóra jest blada i drżą ręce oraz zwiększa się potliwość rąk i stóp.
Kofeinizm jest jedną z częściej spotykanych chorób, o których mówi się dzisiaj w gabinetach lekarskich. I niejednokrotnie nie jest właściwie rozpoznany. W mojej praktyce spotykałem się codziennie z jednym lub dwoma przypadkami kofeinizmu. Wspomniany wcześniej Harvey należał do tych, którzy nie chcieli się leczyć. Często pacjent uważa, że potrzebny mu jest lek uspokajający. Niektórzy nawet domagają się psychoterapii.
Jeśli używasz kofeiny, możesz myśleć, że to niemożliwe, aby rzucić całkowicie kawę, herbatę czy coca-colę. Lecz gdy poczujesz jak smakuje lepsze zdrowie, a twoje nerwy przestaną być „chłostane”, będziesz się dziwił, że nie zrobiłeś tego wcześniej. Gdy wdrożysz inne zasady i zadbasz o — właściwą dietę, ruch, świeże powietrze, wodę — przekonasz się, że nie potrzebujesz żadnych leków ani stymulantów, by poczuć się o wiele lepiej. Będziesz w szczytowej formie i to nie będzie złudzenie. Będzie to autentyczna, cudowna pełnia życia!
Wyrzeknij się złudzeń, które daje kofeina — zrezygnuj z picia kawy, herbaty, coli i innych, zawierających kofeinę, napojów.
Objawy, występujące po ich odstawieniu, możesz łagodzić pijąc jak najwięcej świeżej wody, zwalniając tempo swoich codziennych zajęć, i poświęcając więcej czasu na ruch. Być może zechcesz skorzystać z niektórych uspokajających zabiegów wodnych, opisanych w dziewiątym rozdziale.
Jeśli lubisz gorące napoje, spróbuj herbaty ziołowej lub substytutów kawy, nie zawierających kofeiny i kwasu taninowego.
Chodź wcześnie spać i dobrze się wysypiaj.
Zacznij żyć naprawdę — bez kofeinowego „bicza”.