UNIKAJ UŻYWEK

ZACZNIJ OD NOWA
dr med. Vernon W. Foster

UNIKAJ UŻYWEK

W obecnych czasach najpoważniejszym problemem, dotyczącym na­dużywania leków, nie jest zażywanie heroiny, barbituranów, kokainy czy nawet aspiryny. Problem ten nie ogranicza się ró­wnież do jakiejś grupy społecznej czy wiekowej.

 

Ponad połowa Amerykanów jest w większym lub mniejszym stopniu uzależniona od trzech niebezpiecznych używek, o których bę­dziemy mówić w tym rozdziale. Przyjmują je w takiej czy innej formie prawie codziennie, często kilka razy dziennie. Miliony zapadają z powodu ich używania na rozmaite choroby, a setki tysięcy stają rocznie w obliczu śmierci. O jakie używki chodzi? O tytoń, alkohol i kofeinę, które moż­na znaleźć w większości domów, i które są używane regularnie każdego dnia, co więcej — są społecznie akceptowane, a w nie­których kręgach niemal obowiązkowe, aczkolwiek są bardzo nie­bezpieczne dla twojego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

PROBLEM NUMER JEDEN

Na całym świecie największym problemem jest alkohol. Zajmuje pierwsze miejsce w Rosji, Europie i krajach trzeciego świata. W Stanach Zjednoczonych ustępuje tylko tytoniowi. Przeciętny Francuz wypija rocznie około trzydziestu litrów alkoholu. Drugie miejsce przypada Włochom z czternastoma li­trami na głowę. Na trzecim miejscu są Szwajcarzy z dwunastoma litrami rocznie. Dziewięć litrów na obywatela zapewniło czwa­r­tą pozycję Stanom Zjednoczonym, a tuż za nimi plasuje się Wielka Brytania, której przeciętny mieszkaniec wypija osiem i pół litra alkoholu rocznie. Dane te pochodzą z oficjalnych statystyk i mogą ulegać zmianie. Na przykład we Francji w ciągu ostatnich kilku lat obserwuje się spadek spożycia alko­holu. Opierając się na moich osobistych obserwacjach odnośnie do krajów trzeciego świata, uważam, że niektóre niepodległe pań­stwa afrykańskie powinny znaleźć się w pierwszej piątce. Cho­ciaż trudno o wiarygodne dane, na jednej z czołowych pozycji umieściłbym Zambię.

 

W Stanach Zjednoczonych od osiemdziesięciu do dziewięćdzie­sięciu milionów osób regularnie pije alkohol. Około dziewię­ciu milionów spośród nich to zaawansowani alkoholicy. Jedna czwarta do jednej trzeciej alkoholików z całego świata żyje w Stanach Zjednoczonych.

 

Jednym z bardziej niepokojących aspektów tego problemu jest wzrastające spożycie alkoholu wśród nastolatków. Pracownicy służb antynarkotykowych mówią, że staje się to poważniejszym problemem niż wszystkie inne problemy, dotyczące narkotyków, razem wzięte. A ponieważ alkohol jest tak łatwo dostępny, co­raz większa rzesza młodzieży popada w alkoholizm. Wielkość problemu odzwierciedlają statystyki zgonów. Jedyną grupą wie­kową w USA, w której w ciągu ostatnich kilku lat wzrosła śmiertelność to ludzie od szesnastego do dwudziestego czwar­tego roku życia.

 

Zbyt często alkohol jest traktowany z przymrużeniem oka. Te­lewizyjne reklamy piwa, pojawiające się w trakcie prawie każ­dej transmisji sportowej robią nam pranie mózgu. Przeciętny Amerykanin jest przekonany, że korzyści, płynące ze spożywa­nia alkoholu, przewyższają zagrożenia z tym związane. Ale przyjrzyjmy się społecznym i zdrowotnym problemom, spowodowa­nym spożywaniem alkoholu zarówno w małych, jak i dużych iloś­ciach. Popatrzmy, czy służy w jakikolwiek sposób twojemu zdrowiu, czy też stanowi dla niego tylko zagrożenie. Jako lekarz z własnego doświadczenia wiem, ile problemów po­woduje alkohol. Ratowałem zbyt wiele ofiar wypadków, których był głównym winowajcą. Oglądałem zbyt wielu umierających na skutek gwałtu i przemocy, którym tak sprzyja. Widziałem zbyt wiele rozbitych przez niego domów.

 

Oczywiście reklamy i przedstawiciele przedsiębiorstw, produ­kujących alkohol, będą malować jego dobrodziejstwa i zalety w jak najbardziej kuszących barwach i nigdy nie wspomną o nę­dzy, przegranym życiu i śmierci, do których przyczynia się alkohol. Ci, co propagują picie napojów alkoholowych często zaprzecza­ją, robią uniki, maskują lub ignorują rozmiary tego problemu. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że ci, którzy wierzą w całkowitą abstynencję, często przyjmują zbyt sztywną i ry­gorystyczną postawę. Co więcej, proponowane przez nich roz­wiązania są z reguły niepraktyczne. Ci „dobroczyńcy” społe­czeństwa są tak pełni uprzedzeń i tak zapatrzeni we własną doskonałość, że odstraszają wielu tych, którym mogliby zapro­ponować bardziej praktyczne rozwiązania. Ze swojej strony zachęcam was, abyście zbadali fakty otwartym umysłem. Rozważcie przeróżne skutki picia alkoholu, a następ­nie sami zadecydujcie, czy będziecie pić dużo, trochę lub w ogóle.

ALKOHOL A LUDZKI ORGANIZM

Możemy z pożytkiem rozważać społeczne, kryminalne i ekonomi­czne aspekty nadużywania alkoholu, bowiem nie są one bez znacze­nia. Jednak najważniejszą rzeczą jest uświadomienie sobie, jaki jest jego bezpośredni wpływ na nasz organizm. Alkohol jest protoplazmatyczną trucizną. Każda komórka twoje­go ciała — czy to w mózgu, wątrobie, nerkach, mięśniach czy w skórze — jest zbudowana z substancji zwanej protoplazmą. Fun­kcje życiowe są pełnione przez tryliony poszczególnych komó­rek, tworzących twoje ciało. Wszystko, co zakłóca, ogranicza lub niszczy efekty pracy komórek nazywane jest toksyną (tru­cizną).

 

Co dzieje się w momencie, gdy wypijemy koktajl przed obiadem? Niewielka ilość białka i cukru w nim zawarta uruchamia cały układ trawienny. Po pewnym czasie cukier i białko zostają strawione. Alkohol nie wymaga trawienia. Jest bezpośrednio wchłaniany do krwi z żołądka i jelit. W ciągu kilku minut wszystkie komórki naszego ciała zdążą skosztować tej toksyny. I pomimo tego, że w tym przypadku alkohol może być znacznie rozcieńczony, pociąga za sobą jednak pewne, chociażby niewie­lkie, skutki, oddziaływając na każdą komórkę naszego organiz­mu.

 

Najpierw czujemy lekkie pobudzenie, pierwszy efekt wypicia kieliszka alkoholu. W tym samym czasie zaalarmowane siły ob­ronne ustroju rozpoczynają pracę, próbując pozbyć się wroga. Krwinki białe, histiocyty, krwinki czerwone i inne poświęcają się, usuwając uszkodzone i martwe komórki. Całkowita liczba komórek obronnych organizmu czasowo spada. Krwinki czerwone zbijają się w gromadę, jak ochroniarze, i tworzą czopy, odcinające dopływ krwi do małych grup komórek w różnych częściach ciała, szczególnie w mózgu, powodując cał­kowite zniszczenie niektórych z nich. To zlepianie się czer­wonych krwinek daje się nawet zauważyć jeszcze dwanaście go­dzin po wypiciu kilku kieliszków. Za każdym razem, kiedy spo­żywamy alkohol, tracimy pewną liczbę komórek mózgowych. Te komórki nie mogą być odtworzone.

 

Po kilku minutach zaczynamy czuć się odprężeni. Jednak aktyw­ność niektórych organów naszego ciała wzrasta. Komórki wątro­by podejmują szaleńczy wyścig z czasem, starając się jak naj­szybciej zmetabolizować i unieszkodliwić truciznę. To jedna z przyczyn, dlaczego wątroba alkoholika jest tak zużyta i częs­to następuje zgon z powodu najgroźniejszego z długofalowych skutków picia alkoholu — marskości wątroby.

 

Każdego roku umiera na tę chorobę około trzydziestu tysięcy Amerykanów.

 

Dwa kieliszki nie spowodują marskości wątroby. Umiarkowane picie doprowadza jednak do innej, uciążliwej i okaleczającej choroby — ostrego zapalenia trzustki.

KIELISZEK DLA ZDROWIA?

Przez długi okres czasu niektórzy lekarze uważali, że alkohol rozszerza naczynia krwionośne, odżywiające serce. Panowało przekonanie, że kieliszek wina zwiększa zaopat­rzenie serca w tlen, zmniejszając w ten sposób ryzyko zawału serca. Ostatnie badania dowiodły, że nie tylko jest to bezzasadne, ale że słuszny jest właśnie wręcz przeciwny pogląd. Jeden lub dwa kieliszki wywołu­ją skurcz naczyń wieńcowych, zmniej­szając dopływ tlenu i naraża­jąc w ten sposób daną osobę na atak serca. Obfity posiłek popijany alko­holem może być za­bójczą kombi­nacją dla kogoś o zwężonych naczy­niach wieńco­wych. Ostatnio wiele publikacji po­święcono faktowi, iż alkohol zwięk­sza frakcję HDL cholesterolu we krwi, która zabezpiecza przed zawa­łem. Jest prawdą, że alkohol pod­wyższa poziom HDL cholesterolu. Jed­­nak bliższe przyjrzenie się budo­wie chemicz­nej HDL ujawnia, że istnieją trzy typy tych lipoprotein, z których tylko jeden usuwa z tętnic LDL cholesterol. Chociaż alkohol rzeczywiście podnosi całkowity poziom HDL, względna zawartość podfrakcji ochronnej spada.

 

Mit o leczniczych działaniach alkoholu ma długą historię. Został zaakceptowany przez opinię publiczną i pewną część le­karzy. Alkohol zalecano jako środek na wszystko, począwszy od ukąszenia węża aż do przeziębienia. Ale ile mamy naprawdę do­wodów na to, że alkohol rzeczywiście skutecznie działa w le­czeniu chorób?

 

Jedną z odpowiedzi daje nam dr William B. Terhune, bardzo obiektywny badacz, który nie zaleca bynajmniej całkowitej ab­stynencji. W swojej książce, „Jak bezpiecznie pić”, stwier­dza, co następuje: „Alkohol jest bardzo kiepskim lekiem we wszystkich przypadkach. Nie ma żadnego naukowego uzasadnienia jego zastosowania w lecznictwie. Przypisywane są mu właściwo­ści, których nie posiada. Alkohol nie ułatwia pracy sercu, nie zapobiega niewydolności wieńcowej, ani nie dodaje siły. Słabo pobudza apetyt, utrudnia trawienie, a jako środek prze­ciwdziałający zmęczeniu, działa jak bat na zmęczonego konia. Nie jest „pocieszycielem starców”, ponieważ jeszcze bardziej upośledza starzejący się mózg”.

ALKOHOL JAKO POKARM

Jednym z poważnych skutków picia alkoholu jest jego wpływ na powstanie stanu niedożywienia. Ludzie, którzy regularnie piją alkohol, często źle się odżywiają. Są tego dwie główne przy­czyny. Po pierwsze: alkohol tłumi i znosi naturalne mechaniz­my głodu; po drugie: jest skoncentrowanym źródłem pustych ka­lorii. Każdy gram alkoholu dostarcza kilku kalorii. Oznacza to, że wypijając pół litra wódki dziennie, jak czyni to wielu alko­holików, dostarcza się organizmowi około trzech tysięcy kalo­rii. Nie mają one żadnej wartości odżywczej. W całej baryłce alkoholu poza odrobiną składników mineralnych nie ma nawet śladu witamin, ani grama białka, tłuszczu czy węglowodanów. Koktajle i piwo słodowe zawierają cukier, ale korzyści z nie­go są znikome, gdyż przekształca się w tłuszcz i przyczynia do powstania przysłowiowego „brzucha piwosza”.

 

Cukier w rzeczywistości bierze udział w toksycznym działaniu alkoholu.

 

Niedobór białka i różnych witamin jest wśród alkoholików na porządku dziennym i po części doprowadza do uszkodzenia wą­troby i mózgu, co jest nieuchronnym skutkiem nałogowego pi­cia. Choroby, takie jak beri-beri (niedobór witaminy B1), szkorbut (niedobór wit. C) oraz pelagra (niedobór niacyny), są często spotykane wśród alkoholików.

 

Niedobory witamin, minerałów i składników odżywczych prowadzą do osłabienia organizmu, który nie jest w stanie stawić czoło infekcjom. Dodaj do tego niszczenie krwinek białych i inne uszkodzenia w układzie immunologicznym, a otrzymasz odpowiedź, dlaczego na zapalenie płuc i inne choroby zakaźne umiera więcej alkoholi­ków niż abstynentów. Nawet pijący „dla towarzystwa” są bar­dziej podatni na infekcje niż niepijący.

Nie mogę nikogo przymusić, aby porzucił alkohol. To decyzja, którą każdy musi podjąć osobiście. Ale nie dajmy się zwieść twierdzeniu, że alkohol jest dla nas dobry. Nie jest. Jest trucizną!

 

Oto jeszcze dwa istotne fakty, które każdy powinien wziąć pod uwagę:

Dziesięć procent pijących „dla towarzystwa” zostaje alkoholikami.

Jedynym znanym lekarstwem na alkoholizm jest całkowita abstynencja.

Nie chcę w tym miejscu szeroko omawiać mechanizmów uzależnie­nia. Nie da się zaprzeczyć, że osoba uzależniona, to ktoś, kto stracił kontrolę nad pewną częścią swojego życia. Alkoho­lik potrzebuje porady psychologa, a może nawet leczenia psy­chiatrycznego. Poza tym potrzebne mu jest wsparcie otoczenia. Pomocne może być centrum rehabilitacji. Najskutecz­niejszą po­moc mogą okazać organizacje typu Anonimowi Alkoholicy oraz inteligentni doradcy duchowi. Jeśli rzeczywiście pragniemy optymalnego fizycznego i psy­chicznego zdrowia, musimy przestać używać alkoholu. Już jego małe ilości mogą nam wyrządzić szkodę, częstokroć poważną. Nawet sen pod wpływem alkoholu jest typu NREM, a więc nie za­pewnia nam odpowiedniego wypoczynku.

 

Zakrojona na szeroką skalę reklama napojów alkoholowych wpoi­ła w niektórych przekonanie, że piwo jest mniej szkodliwe niż mocne trunki, a wino bardziej eleganckie i zdrowsze niż whis­ky. Proszę, nie daj się nabrać. Pomyśl trochę. Zawartość al­koholu (nie stężenie) jest taka sama w butelce piwa, jak i w kieliszku wina czy koktajlu.

 

Musisz także wziąć pod uwagę inne niebezpieczeństwo. Nawet niewielkie ilości alkoholu niszczą komórki mózgowe. Jako in­ternista byłem zdumiony tym, co widziałem podczas sekcji zwłok nałogowych alkoholików. Mózg niektórych z nich był dwa razy mniejszy niż normalny, a zakręty korowe, tak istotne dla jego funkcji, ledwie zaznaczone.

 

Innym przerażającym odkryciem był widok zniekształconych i pełnych bruzd wątrób alkoholików, dotkniętych marskością. Ten cudowny organ, tak nieodzowny dla życia, był całkowicie zni­szczony i niezdolny do pełnienia swoich funkcji na skutek niedoborów pokarmowych i toksycznych efektów działania alko­holu. Jeśli alkohol jest przyjacielem, to komu jeszcze po­trzeba wrogów?

 

Nawet najbardziej naiwny wie, że alkohol wpływa na świado­mość. Odbiera zdolność trzeźwego osądu i samokontrolę. Małe dawki osłabiają refleks i wydłużają czas reakcji. Umiarkowa­nie pijący mogą być za kierownicą bardziej niebezpieczni niż pijący na umór. Pijany kierowca często zwalnia i wlecze się. Po jednym czy dwóch kieliszkach jednak mocniej wie­rzy w ostrość swoich zmysłów i wspanialy refleks. Jest bardzo pewny siebie. To złudzenie sprawia, że jedzie szybciej, za­chowując mniejszą ostrożność. Jeden lub dwa kieliszki mogą wyznaczyć granicę między bezpieczną jazdą a wypadkiem, a może nawet pomiędzy życiem a śmiercią.

 

Alkohol — wątpliwe korzyści połączone z ogromnym ryzykiem. Czy trzeba je podejmować? Dlaczegoż by nie wybrać drogi pro­wadzącej do zdrowia i jasnego umysłu? Jeśli pijesz, przestań. Jeśli nie pijesz, nie zaczynaj.

TRUCIZNA ODKRYTA PRZEZ KOLUMBA

Tytoń został odkryty przez Krzysztofa Kolumba, kiedy w 1492 roku wylądował w Nowym Świecie. Dwóch z jego żeglarzy przy­wiozło go do Hiszpanii. Tam zadziwiali swoich rodaków świeżo nabytą umiejętnością palenia. Ale już wkrótce znaleźli się w poważnych tarapatach. Z pole­cenia inkwizycji, potężnej religijno-politycznej siły w tam­tych czasach, zostali aresztowani i wtrąceni do więzienia. Oskarżono ich o czary i opętanie przez diabła. Obaj żeglarze bezzwłocznie rzucili palenie!

 

Dzisiaj palenie jest przyczyną poważniejszych kłopotów niż uwięzienie przez inkwizycję! Jest bezpośrednio związane z ca­łym szeregiem chorób, przybierającym nawet rozmiary epidemii. Jest jednym z głównych problemów zdrowia publicznego, nie ty­lko na Zachodzie, ale także w krajach rozwijających się.

 

Służba Zdrowia Publicznego Stanów Zjednoczonych, Amerykańskie Towarzystwo Przeciwrakowe i Amerykańskie Towarzystwo Kardio­logiczne oceniają liczbę zgonów związanych z paleniem na po­nad trzysta tysięcy rocznie. Większości z tych przedwcze­snych zgonów można by zapobiec, eliminując po prostu ich przyczynę — palenie. Ile nas ono kosztuje? Amerykanie wydają na tytoń czternaście miliardów dolarów rocznie, a kolejne dwanaście na akcesoria z nim związane. Dodaj do tego koszty leczenia chorób, spowodowanych tym nało­giem, a końcowy wynik może wynosić sto miliardów dolarów rocznie!

 

Alkohol jest substancją jednorodną, natomiast w skład tytoniu wchodzi ponad dwadzieścia różnych trucizn. Do głównych zali­cza się nikotynę, smołę, tlenek węgla, cyjanek, furfural i amoniak.

 

Czy ośmieliłbyś się wejść do baru i zamówić koktajl z takich składników? A przecież to właśnie robi palacz, kiedy wrzuca monety do automatu z papierosami.

WDYCHAJĄC RAKA

To właśnie smoły tytoniowe w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju raka u palaczy. Głównym celem ich ataku są błony śluzowe jamy ustnej, dziąseł, krtani, płuc, żołądka i pęcherza. Najbardziej rozpowszechnionym jest rak płuc. Każdego roku liczba zgonów na tę chorobę w samych Stanach Zjednoczonych sięga stu dwudziestu tysięcy. To o sto tysięcy więcej niż czterdzieści lat temu! Ponad dziewięćdziesiąt procent przypa­dków raka płuc jest spowodowanych paleniem papierosów. Do niedawna rak płuc był uważany za męską chorobę. Ale od czasów drugiej wojny światowej liczba palących kobiet gwałto­wnie rośnie. „Idę z czasem, z postępem, z osiągnięciami”, jak głosi popularna reklama. Ostatnio Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne ogłosiło, że liczba zgonów kobiet z powodu raka płuc przewyższa liczbę zgonów, spowodowanych rakiem piersi. Być może wkrótce kobiety osiągną w tej smutnej dziedzinie ró­wnouprawnienie z mężczyznami, ponieważ wśród białych mężczyzn częstotliwość występowania raka płuc maleje.

 

Niektóre smoły są niszczone w wątrobie, inne są wydalane przez nerki. Jednak osadzając się w pęcherzu mogą również i tam wywołać raka. Jeśli palacz będzie pił dużo wody, smoły będą wypłukiwane, zmniejszając ryzyko zachorowania na raka pęcherza. Niestety palacze piją zwykle mniej niż niepalący.

 

Wszystkie rodzaje raka występują częściej u palących niż u niepalących. Palenie osłabia układ immunologiczny i zdolność organizmu do samoobrony. Innym czynnikiem jest zmniejszenie zaopatrzenia organizmu w tlen. Dochodzi do tego wskutek skurczu tętnic i włośniczek, wywoła­nego przez nikotynę. Sprzyja temu także zwiększone stężenie tlenku węgla we krwi palacza. Rak nie jest prostą, jednorodną chorobą. To cała rodzina złośliwych chorób. Na szczęście dziewięćdziesięciu procentom przypadków raka płuc można zapo­biec rzucając po prostu palenie. Palacz ma większą szansę przeżycia, jeżeli zacznie intensyw­nie ćwiczyć. Istnieje nadzieja, że gdy zacznie uprawiać sport, rzuci palenie z własnej inicjatywy. Inną pomocą dla palaczy jest przyjmowanie antyoksydantów, takich jak witamina A (karoten), witamina C i witamina E. (Patrz rozdział trzyna­sty — dieta przeciwrakowa). Po co czekać, aż będzie za późno? Zacznij nowe życie. Nie można palić i być okazem zdrowia. Rzuć palenie!

BEZ PŁUC

Pamiętam, jak mój syn, Dawid, uczył się jeździć na rowerze. Z początku miał trudności z utrzymaniem równowagi, jednak już po kilku dniach radził sobie całkiem nieźle. Stałem na chod­niku patrząc, jak jedzie z rękami wysoko uniesionymi w górze. „Patrz tatusiu! — krzyknął — bez trzymanki!” Nauczył się doskonale utrzymywać równowagę i potrafił jeździć, nie trzy­mając kierownicy. Można jeździć na rowerze, nie używając rąk, ale nie można od­dychać ani żyć — bez płuc. Palenie niszczy twoje płuca.

 

Ten stan nazywamy rozedmą. To jedna z najbardziej przerażają­cych chorób, z jakimi stykają się lekarze. Rozedma rozpoczyna się kaszlem, który przechodzi błyskawicz­nie w duszność. Jan był pacjentem, dobiegającym właśnie czte­rdziestki. Był dobrze zbudowany, miał 175 cm wzrostu i ważył 85 kilogramów. Pięć lat temu był świetnym narciarzem i lubił spędzać czas na wolnym powietrzu. Był tak­że nałogowym palaczem, wypalającym przeciętnie dwie paczki papierosów dziennie.

 

Teraz, kiedy go zobaczyłem, wyglądał jak chodzący szkielet. Wydawał się co najmniej o pięć centymetrów niższy i ważył 59 kilogra­mów. Miał rozedmę płuc, a jego chodzenie ograniczało się do pięciu kroków, po których musiał odpocząć, opierając się na poręczy łóżka, zanim był w stanie przejść do następnego łóżka na oddziale. Jego oddech był charczący i świszczący. Na twa­rzy malował się strach, jak gdyby obawiał się, że za chwilę wyda ostatnie tchnienie. Krople potu pokrywały jego czoło i policzki. Nie był w stanie zdmuchnąć zapalonej zapałki, nawet z odległości dziesięciu centymetrów. Umarł, zanim ukończył czterdzieści lat na chorobę, której w dziewięćdziesięciu pro­centach można zapobiec. Ofiary rozedmy mają straszliwe uczu­cie nieustannego braku powietrza. Wywołane jest to niszczącym działaniem dymu na końcowe odcinki drzewa oskrzelowego. Zwłó­knienie i zbliznowacenie zwęża światło oskrzelików końcowych, prowadzących do woreczków, zwanych pęcherzykami. Powietrze może dostać się do tej jednostki czynnościowej, ale nie może się z niej wydostać. Na skutek tego wytwarza się ciśnienie, rozrywające w końcu pęcherzyki płucne, które pękają tak jak gumowy balonik, gdy jest zbyt mocno nadmuchany. Objawy wystę­pują dopiero wtedy, gdy ulega zniszczeniu około pięćdziesię­ciu procent tkanki płucnej.

 

Jak dotąd nie ma lekarstwa na rozedmę. Być może kiedyś na po­rządku dziennym będą przeszczepy płuc. We wczesnym stadium choroby pomocne są pewne ćwiczenia oddechowe. Przez jakiś czas pomaga wdychanie czystego tlenu, ale w końcu już nic nie pomaga. Jedyna rada — natychmiast rzucić palenie, a najlepiej wcale nie zaczynać.

PALENIE A TWOJE SERCE

Przy leczeniu chorób serca i naczyń krwionośnych lekarz musi wziąć pod uwagę wiele rzeczy. W statystykach dotyczących chorób serca wyraźnie wyróżnia się jeden czynnik: jedna trzecia zgonów z powodu choroby wieńcowej jest spowodowana paleniem. Oznacza to, że rocznie dwieście tysięcy ofiar zawału serca umiera przedwcześnie z tego powodu. Spacer do kiosku po paczkę pa­pierosów może być dobrym ćwiczeniem, ale może być też marszem skazańca.

 

Jeżeli jesteś palaczem, rzucenie palenia jest najważniejszym krokiem, jaki powinieneś podjąć, aby poprawić swoje zdrowie i przedłużyć życie. Można zapobiec dziewięćdziesięciu procentom zgonów u tych, którzy chorują na skutek palenia, gdyby rzucili je natychmiast.

 

Pomimo ryzyka, wielu palaczy uparcie trwa w nałogu. Jest moż­liwe, że osoby te mają podświadomy pociąg do samozniszczenia. Wiem, że nie masz autodestrukcyjnej osobowości, ponieważ wciąż jeszcze czytasz tę książkę. Jestem pewien, że jesteś zainteresowany zdrowiem i chcesz prowadzić zdrowe i szczęśli­we życie. Poniższy plan odzwyczajania się od nałogu pomoże większości palaczy pokonać tę wysoką poprzeczkę. Jeśli nie palisz, może będziesz chciał podzielić się niektórymi wskazó­wkami z palącym przyjacielem.

JAK UWOLNIC SIĘ OD NAŁOGU W CIĄGU 5 DNI

W Stanach Zjednoczonych jest ponad czterdzieści milionów pa­laczy i większość z nich chciałaby rzucić palenie. Ale jak się do tego zabrać? Czy odzwy­czajać się stopniowo? A może przestać z dnia na dzień?

 

Jest kilka dobrych sposobów, chociaż niektóre z nich są dość kosztowne. Ale nie spotkałem jeszcze lepszego i skutecznie­jszego programu niż pięciodniowy plan, opracowany przez moje­go szkolnego kolegę i przyjaciela, dr. J. Wayne’a MacFarlan­da. Ten plan jest upowszechniany na całym świecie przez Koś­ciół Adwentystów Dnia Siódmego, a w spotkaniach uczestniczyło już ponad dziesięć milionów ludzi. Gdy przed wieloma laty dr MacFarland przekonał mnie o skuteczności swojego planu, zaczynałem się właśnie zajmować oświatą zdrowotną. Nie rezygnując z mojej praktyki w San Fer­nando Valley, gdy tylko mogłem, prowadziłem zajęcia odwykowe. Stało się to moim hobby — bardzo przyjemnym i wdzięcznym. W ciągu dwudziestu lat „hobby” to zaprowadziło mnie do osiem­dziesięciu pięciu krajów, włączając w to Południową Afrykę, Zimbabwe, Zambię, Burundi, Rwandę, Beczuanę, Hiszpanię, Egipt, Izrael, Turcję, Jordanię, Iran, Rosję, Anglię, Meksyk i kilka krajów Południowej Ameryki. Odniosłem z tego wiele korzyści, z których znaczną była moż­liwość spotykania się i pomagania ludziom najróżniejszych profesji. Uczestniczyły w tych spotkaniach gwiazdy filmowe, biznesmeni, urzędnicy państwowi i zwykli ludzie. Sądzę, że pomogłem porzucić nałóg ponad szesnastu tysiącom ludzi.

A ROBI SIĘ TO TAK

  1. Postanów, że nie tylko chciałbyś rzucić palenie, ale na­prawdę zamierzasz to zrobić. Znamy sześć kategorii palaczy. Prawdziwymi nałogowcami są ci, którzy są psychicznie i fizy­cznie uzależnieni od tytoniu. Służba zdrowia dys­ponuje odpowiednim zestawem testowym, który pozwoli ci usta­lić, do której kategorii się zaliczasz.
  2. Za każdym razem, gdy tęsknisz za papierosem, zacznij głę­boko oddychać. Wciągnij nosem do płuc tyle powietrza, ile ty­lko zmieścisz. Wydychaj powoli, licząc od trzydziestu do ze­ra. Nabierz powietrza i pono­wnie wydychaj, odliczając szeptem. To drobne ćwiczenie zajmie ci dwie, trzy minuty, a może nawet więcej. Teraz poczujesz się bardziej odprężony i zapewne potrzeba pa­lenia osłabnie.
  3. Weź dwa razy dziennie ciepły (nie gorący) prysznic. Jeśli chcesz odczuć dodatkowy przypływ energii, na końcu puść zimny strumień wody.
  4. Wypijaj od ośmiu do dziesięciu szklanek wody dziennie. Mo­że być cieplejsza lub chłodniejsza, ale nigdy zimna. Wypicie pół szklanki wody może ci bardzo pomóc, jeżeli odczuwasz po­trzebę zapalenia papierosa.
  5. W tym tygodniu odżywiaj się lekkostrawnie. Twoje dieta po­winna być przede wszystkim wegetariańska, wyklucza nawet jajka i ser. Zafunduj sobie takie egzotyczne owoce jak papa­ja, kiwi, mango czy inne. Nie jedz pomiędzy posiłkami. Ssanie w żołądku uśmierz szklanką ciepłej wody. Oprócz tego przyjmuj w tym czasie witaminy. Szczególnie korzystnie działa witamina B1. Zjedz dwa razy dziennie czubatą łyżkę stołową drożdży pi­wnych, zmieszanych z sokiem pomarańczowym lub pomidorowym.
  6. Spaceruj energicznie na świeżym powietrzu trzy razy dzien­nie, przynajmniej po pół godziny. Jeśli czujesz potrzebę za­palenia, przespaceruj się, choćby po butelkę wody sodowej.
  7. Nie wolno ci pić żadnych napojów alkoholowych lub zawiera­jących kofeinę (zwłaszcza coca-coli), nie jedz nawet czekola­dy.
  8. Omijaj z daleka swój ulubiony fotel, na którym zwykle sia­dasz po powrocie do domu. Przez kilka dni unikaj telewizji. Unikaj wszystkiego, co kojarzy się z paleniem.
  9. O tak, koniecznie pozbądź się papierosów i wszystkich do­datkowych akcesoriów. To w dużej mierze gest symboliczny. Prawdopodobieństwo, że powrócisz do nałogu, będzie mniejsze, jeśli spalisz za sobą mosty.
  10. Jeszcze jedno. Usiądź i napisz list do zaufanego przyja­ciela, którego darzysz szacunkiem. Powiedz mu, że rzucasz pa­lenie. Ta drobna sprawa jest bardzo istotna, ponieważ pozwa­lasz swojej podświadomości zmobilizować siły i pomóc ci uwol­nić się z nałogu.
  11. Do tej pory zajmowaliśmy się zwyczajną, łagodną potrzebą zapalenia, nad którą możesz sam zapanować. Gdy ktoś trzaśnie drzwiami, odruchowo sięgasz po papierosa, ale jesteś w stanie sam się z tym uporać. Jednak dla niektórych ta potrzeba może być zbyt silna, aby mogli samodzielnie jej się oprzeć. Może się zdarzyć, że będziecie potrzebowali więcej siły, niż macie.
  12. Tak więc następnym krokiem jest szukanie pomocy. Jeśli w pobliżu znajduje się kościół adwentystów, wystarczy zadzwonić do pastora i zapytać o termin najbliższej pięciodniówki odwy­kowej. Możesz też zasięgnąć informacji w sprawie innych sku­tecznych programów. Najważniejszym odkryciem, jakiego możesz dokonać, jest fakt, że nie potrafisz poradzić sobie sam. Zwróć się o pomoc. Jeśli to konieczne zapewnij sobie wsparcie rodziny, przyjaciół i osób, które już rzuciły palenie. Sko­rzystaj z pomocy swojego lekarza, dentysty i pastora.
  13. Nie podejmuj żadnych zobowiązań ani nie składaj pochop­nych obietnic. Jeśli ich nie dotrzymasz, będziesz czuł się jeszcze gorzej. Po prostu powiedzcie sobie: „postanowiłem nie palić przez go­dzinę”, Później możesz to rozszerzyć do czterech godzin, a następnie do całego dnia. Jeśli ulegniesz i zapalisz, nie bę­dziesz miał poczucia winy — i zawsze możesz zacząć jeszcze raz.
  14. Siła woli jest bardzo ważna. Korzystasz z niej zawsze, dokonując wyboru. Jedni mają wolę silniejszą od innych. Ale właściwe wykorzystanie tej siły wymaga pomocy z zewnątrz. Tu właśnie jest miejsce dla sieci wsparcia, jaką sobie stwo­rzysz. Twoja wola musi uzyskać wsparcie z zewnątrz. Jeśli sprawy duchowe nie są ci obce, rozumiesz zapewne, co to zna­czy poddać swoją wolę Bogu. Bóg zwraca ci ją jako uświęconą wolę. Oznacza to po prostu, że twoja wola zamiast być złudze­niem, wyposażona zostanie w stalowy rdzeń, który pozwoli jej wytrzymać ciężar twojego postanowienia. Ten ruch jest elemen­tem operacji zwanej modlitwą. To naprawdę skutkuje u osób uzależnionych. To działa nawet w przypadku ludzi nie mających nic wspólnego z wiarą.

Bill był inżynierem, który uczęszczał na jedno z naszych se­minariów antynikotynowych w Anaheim w Kalifornii. Udało mu się nie palić przez dwa dni. Trzeciego dnia nadszedł kryzys. Sto­sował się ściśle do zaleceń programu, ale w pewnej chwili wy­dawało mu się, że przegra i zapali papierosa. Przypomniał so­bie naszą wzmiankę o modlitwie, ale będąc ateistą nigdy w ży­ciu nie modlił się. Nigdy nawet nie był w kościele. Ostatecz­nie zdecydował się jednak spróbować. Wyszedł ze swojego biura i poszedł do toalety. Na szczęście nikogo tam nie było. „Jak to się robi?” — spytał sam siebie. „Czy trzeba patrzeć w dół, czy do góry?” Zdecydował się patrzeć do góry.

 

Oto co powiedział: „Cześć. Nazywam się Bill i chcę rzucić pa­lenie. Zrobiłem wszystko, co polecił doktor, ale wciąż mam problemy. Czy mógłbyś usunąć ten pociąg do papierosa? Dzięku­ję”.

 

Na zakończenie spotkań Bill powiedział ponad dwustu zgroma­dzonym ludziom, że jego nieodparty pociąg do papierosów znikł bez śladu, i od tego czasu nie zapalił ani jednego papierosa. Mam nadzieję, że po tych wszystkich informacjach zostałeś przekonany, że najlepiej dla twojego zdrowia jest nie używać alkoholu i tytoniu. Jest jednak jeszcze jedna bardziej popu­larna trucizna, którą Amerykanie zażywają prawie codziennie. Musisz się o niej czegoś dowiedzieć i poznać skutki jej działa­nia. Zajmę się nią w następnym rozdziale.

CO MOŻESZ ZROBIĆ

Wystrzegaj się nałogu palenia tytoniu, picia alkoholu i zażywania kofeiny, po prostu nie używając ich. Uświadomienie sobie problemów, jakie powodują i ich wpływu na twój organizm pomoże ci trzymać się od nich z daleka.

Jeżeli pijesz alkohol, ogranicz jego spożycie. Nawet picie „dla towarzystwa” naraża na szwank twoje zdrowie. Jednak najlepiej jest zrezygnować z niego całkowicie. Właściwe odżywianie, połączone z odpowiednim programem ćwiczeń fizycz­nych, pomoże ci w tym dążeniu.

Jeśli jesteś palaczem, przestań nim być. Przyjrzyj się jeszcze raz opisanemu w tym rozdziale programowi, który może być ci pomocny. Rzucenie palenia może być trudniejsze niż re­zygnacja z alkoholu. Pomoc jest w zasięgu ręki, ale tylko ty możesz podjąć decyzję o porzuceniu nałogu.

TRUCIZNA W FILIŻANCE

Widziałem jej reklamę na Grenlandii, u stóp lodowca oraz na południowym krańcu Ameryki Południowej, gdzie fale oceanu rozbijają się o skały przylądka Horn. Znajdziesz ją w na­miotach koczowników na pustyni Synaj i w chatach wieśniaków w odległych rejonach Chin i Tybetu. Rosja wypija jej miliony litrów rocznie. Będzie uśmiechać się do ciebie ze słupów ogłoszeniowych w całej Północnej Ameryce, od oceanu do oceanu i od granicy do granicy. Idąc ulicami jakiegokolwiek europejskiego miasta, nie zdołasz uciec od jej zapachu. To trucizna. Kofeina, która znajduje się w kawie, herba­cie oraz w całym szerokim wachlarzu napojów typu „cola”.

 

Większość ludzi pije napoje zawierające kofeinę, ponieważ zapewniają im chwilowy przypływ energii i rześkość oraz po­czucie przynależności do określonego pokolenia. Najpopular­niejszym napojem kofeinowym jest kawa. Prawie każdy mieszkaniec Zachodu, który przekroczył dwuna­sty rok życia pije kawę. W samych Stanach Zjednoczonych zużywa się rocznie ponad miliard kilogramów kawy. Na całym świecie spożycie to sięga 5 miliardów!

 

Pięć miliardów kilogramów…trucizny?

 

Ale na tym nie koniec. Spośród 21,5 miliarda litrów napo­jów gazowanych wypijanych co roku w USA, 65% zawiera ko­feinę i to właśnie one są głównym źródłem kofeiny spoży­wanej przez dorastającą młodzież.

A WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ TAK NIEWINNIE

Około 850 r. n.e., jak mówi opowieść, arabski pasterz kóz, imieniem Kaldi, pewnego dnia zaobserwował, że zwierzęta dzi­wnie się zachowują. Ciche i spokojne zazwyczaj stwo­rzenia, tego dnia wychodziły z siebie. Podska­kiwały i biegały więcej niż zwykle. Zauważył, że stało się to po zjedzeniu przez nie jagód z pewnego krzaka. Wiedziony ciekawością Kaldi skosztował jagód i przeżył pierwsze historyczne upojenie kawą — niezwykłe uczucie rześkości i ożywienia. Podzielił się swoim odkryciem z innymi pasterzami. Ci przekazali je wieśniakom. Do sie­demnastego wieku picie kawy rozprzestrzeniło się po wszystkich krajach arabskich i doszło aż do Europy. W owych czasach ci, co pili kawę w żaden sposób nie mogli dowiedzieć się, co właściwie zapewnia im to uczucie zadowolenia i ożywienia. Gdyby poddali analizie ziarno kawowe, odkryliby wiele różnych substancji chemicznych. Najważniejszą z nich jest kofeina, która działa pobudzająco na organizm, a w szczególności na system nerwowy.

 

Kofeina jest lekiem należącym do grupy metyloksantyn. Cho­ciaż teofilina (zawarta w herbacie) i teobromina (wchodzi w skład czekolady) należą do tej samej grupy, jednak ich budo­wa i działania biologiczne różnią się znacznie od kofeiny. Pod względem chemicznym leki te są bardzo podobne, ale fi­zjologiczna reakcja na nie może być zupełnie różna. Jednak większość specjalistów z dziedziny chemii żywności zgadza się co do tego, że zarówno kawa, jak i herbata czy czekolada zawierają znaczne ilości kofeiny.

JAK WPŁYWA NA CIEBIE KOFEINA?

Mahomet, w Koranie, zakazał pić odurzające napoje, a w póź­niejszych latach przywódcy muzułmańscy zaliczyli do nich również kawę. Nie znamy powodów wprowadzenia takiego zaka­zu, ponieważ na poparcie swoich przekonań nie posiadali ża­dnych naukowych dowodów. W szesnastym wieku papież Klemens VIII zajął wręcz przeciwne stanowisko, nazywając kawę „prawdziwie chrześcijańskim napo­jem”. Do naszych czasów unikalny smak i pobudzające działanie kawy i herbaty zapewniły tym napojom popularność na całym świe­cie. Większość ludzi rozkoszuje się aromatem kawy. Ale kofe­ina, która cię orzeźwia, może cię także otępić. Powoduje określone fizyczne i psychologiczne skutki, przynoszące szkodę twojemu zdrowiu. Kofeina wywołuje niewielką euforię, ożywienie i w znacznym stopniu usuwa uczucie zmęczenia. Wydaje się, że łagodzi bó­le głowy, drażliwość i nerwowość. Ale większość z tych efe­któw jest tylko złudzeniem. Kofeina nie ma żadnego wpływu na nasze mechanizmy zmęczenia.

 

„Chwileczkę!”, zawołasz, „Zeszłej nocy, gdy prowadziłem sa­mochód, omal nie zasnąłem za kierownicą. Zatrzymałem się przy jakiejś kafejce i wypiłem dwie filiżanki kawy. I wiesz, co się stało? Jaka różnica! Nie tylko bez problemu dojecha­łem do domu, ale jeszcze byłem w stanie obejrzeć nocny pro­gram w telewizji”.

 

Niestety, przyjacielu. Kawa w najmniejszym stopniu nie usunęła twojego zmęczenia. Twoje ciało było tak samo zmęczo­ne przed, jak i po jej wypiciu, tylko nie wiedziałeś o tym. Twój refleks i czas reakcji uległy chwilowej poprawie, ale wkrótce spadły do poziomu jeszcze niższego niż wówczas, gdy po raz pierwszy odczułeś zmęczenie. Gdybyś później znalazł się w jakiejś niebezpiecznej sytuacji, kofeina mogłaby prze­szkodzić ci w twoim bezpiecznym powrocie do domu. Dając ci fałszywe poczucie rześkości, mogłaby przyczynić się do wypa­dku.

 

Przypatrzmy się bliżej mechanizmom działania kofeiny. Stymu­luje ona centralny układ nerwowy. Na początku wprawia w ruch mechanizmy rezerw zwiększając poziom cukru we krwi, przy­spieszając czynność serca, zwiększając jego rzut i ciśnienie tętnicze. Powoduje zwiększenie ilości wydzielanego przez ne­rki moczu i wzrost częstości oddechu. Jak do tego dochodzi? Przez działanie farmakologiczne. Nie dostarcza nam przecież ani kalorii, ani składników odżywczych, ani witamin. Przypo­mina to poganianie batem zmęczonego konia, pod wpływem bólu będzie szedł szybciej, ale tak naprawdę nie jest wcale mniej zmęczony. Zmuszamy konia, by sięgnął do swych rezerw energe­tycznych, które nie zawsze łatwo uzupełnić. Być może niektó­rych z nich w ogóle nie da się uzupełnić.

 

Kofeina powoduje, że ulegamy złudzeniu — jest jak dobry ak­tor, który sprawia, że odtwarzana postać wydaje się rzeczy­wista. Daje nam złudzenie dobrego samopoczucia i zdrowia. Ale tak jak w teatrze zawsze kiedyś opada kurtyna, tak i w naszym życiu, jeśli będziemy żyli złudzeniem o swojej ener­gii i rześkości, pewnego dnia kurtyna opadnie i nasze zdro­wie załamie się. Nieustanne zmęczenie, nadszarpnięte nerwy, zakłócenia w funkcjonowaniu narządów — syndrom zmęczonego konia — będzie ceną, jaką zapłacimy za iluzję, wywołaną kofeiną.

 

Harvey był dyrektorem liceum, które znajdowało się w pobliżu mojego gabinetu. Wydawało się, że jest pełen energii, ale nie wypływało to z dobrego stanu jego zdrowia. Miał nadciś­nienie, kłopoty z nerkami i cierpiał na bezsenność, do któ­rej nie chciał się przyznać. Harvey wypijał każdego dnia dwadzieścia filiżanek czarnej kawy. Wyjaśniłem mu szkodliwe następstwa takiego stylu życia, ale nigdy nie udało mi się przekonać go, by nie pił kawy. Nie palił i rzadko używał alkoholu. Powiedział mi: „Kawa utrzymuje mnie na nogach, doktorze”. A potem dodał: „Bez kawy byłbym nieudacznikiem i niczego bym nie dokonał”. W końcu udało mi się wytłumaczyć mu, że jeśli nie zmieni swoich nawyków, to „zachłoszcze się” na śmierć. Zastosował się do mojej rady przez kilka dni, ale skutki abstynencji były tak silne, że prędko wrócił do swoich dwudziestu fili­żanek dziennie.

 

Harvey dobiegał wtedy pięćdziesiątki. Nie dożył. Zmarł na atak serca. Z ogromnym żalem podpisywałem jego akt zgonu: Zawał serca, którego przyczyną była choroba wieńcowa. Móg­łbym jeszcze dopisać: kawa.

KOFEINOWA PAJĘCZYNA

Ciekawe badania zostały przeprowadzone przez dr. Mervyna G. Ha­r­dinga w Szkole Zdrowia Publicznego na uniwersytecie Loma Lin­da.

 

Dr Hardinge poddał badaniom dwa gatunki pająków, używając do tego celu wielu osobników. Znalazł gatunek, który wytwarzał piękną, dużą oraz symetryczną pajęczynę i wykorzystał go do da­lszych eksperymentów. W przemyślny sposób przy pomocy mikrosko­pijnej igły wstrzykiwał pająkom maleńką dawkę kofeiny. Każdy z nich otrzymał dawkę odpo­wiadającą dwom filiżankom kawy, wypija­nym przez dorosłego czło­wieka.

 

Następnie poddano badaniom pajęczyny. Wszystkie były całkowicie zniekształcone. Były małe, składały się z kilku nitek, i wyglą­dały wręcz żałośnie. Przed podaniem kofeiny pajęczyny miały po trzydzieści, trzy­dzieści pięć regularnych okręgów jedwabnej nici. Lecz pajęczyny utkane jeszcze czterdzieści osiem godzin po podaniu kofeiny wy­kazywały zniekształcenia i zawierały tylko od dwunastu do trzy­nastu pierścieni. Po siedemdziesięciu dwóch godzinach wciąż mo­żna było zauważyć pewną deformację. Powróciły do normy dopiero po dziewięćdziesięciu sześciu godzinach!

 

Nie ma leku na zmęczenie. Jedynym sposobem jest właściwy styl życia, stosowne odżywianie i wypoczynek.

NIEBEZPIECZEŃSTWA WYNIKAJĄCE ZE SPOŻYWANIA KOFEINY

Kofeina oszukuje twój układ nerwowy. Ale to jest dopiero począ­tek. Podnosi także poziom kwasów tłuszczowych w krążącej krwi.

 

Jego wzrost połączony ze skutkami stresu i wzrostem ciśnienia krwi, spowodowanym przez kofeinę, otwiera drzwi zawałowi serca. Świat medyczny dopiero teraz zaczyna dostrzegać realność tego niebez­pieczeństwa. Statystyki dowodzą, że zwolennicy mocnej ka­wy i herbaty nie tylko są bardziej narażeni na zawał serca, ale również bardziej podatni na wszystkie rodzaje chorób. W mojej praktyce medycznej wielokrotnie spotykałem się z przy­padkami zakłóceń rytmu serca, spowodowanymi piciem napojów, za­wierających kofeinę. Często, gdy pacjent przestawał pić kawę, znikał problem dodatkowych skurczów.

 

Kofeina wzmaga także wydzielanie kwasu w żołądku, często powo­dując zgagę. Intensywne picie kawy może być również przyczyną wrzodów żołądka. Rozmawiałem ostatnio z internistą z kliniki Mayo, który powiedział mi, że nie podejmuje się leczenia choro­by wrzodowej u pacjentów, którzy nie są skłonni zrezygnować z kawy czy herbaty. Kofeina wywołuje reakcję stresową, ponieważ pobudza wydzielanie przez organizm katecholamin (adrenaliny i noradrenaliny). Przy­czyniają się one do wzrostu ciśnienia krwi u osób, które piją kawę. Nadciśnienie jest jednym z czynników, zwiększających ry­zyko ataku serca. Stresogenne działanie kofeiny poraża także częściowo jelita. Trawienie i wchłanianie pokarmu trwa dłużej. Treść pokarmowa pozostaje dłużej w jelitach, a czas wchłaniania się wydłuża. To sprzyja wzdęciom i niestrawności oraz zwiększa ryzyko powsta­nia raka jelita grubego (patrz rozdział trzynasty).

 

Kofeina to prawdziwy drań!

NAŁÓG UŻYWANIA KOFEINY

Jednym z najpoważniejszych skutków działania kofeiny jest ze­spół objawów przypominających nerwicę lękową. Z braku lepszego określenia będziemy nazywać ten stan kofeinizmem. Kofeinizm objawia się zawrotami głowy, pobudzeniem, niepokojem, nawracającymi bólami głowy i zaburzeniami snu. Powoduje, że skóra jest blada i drżą ręce oraz zwiększa się potliwość rąk i stóp.

 

Psychiatrzy z Walter Reed Hospital badali ten rodzaj nerwicy lękowej. Stwierdzili, że typowe leczenie psychiatryczne nie skutkuje. Ale we wszystkich przypadkach uzyskano wyleczenie w bardzo prosty sposób — usunąwszy kofeinę z diety.

 

Kofeinizm jest jedną z częściej spotykanych chorób, o których mówi się dzisiaj w gabinetach lekarskich. I niejednokrotnie nie jest właściwie rozpoznany. W mojej praktyce spotykałem się co­dziennie z jednym lub dwoma przypadkami kofeinizmu. Wspomniany wcześniej Harvey należał do tych, którzy nie chcieli się le­czyć. Często pacjent uważa, że potrzebny mu jest lek uspokaja­jący. Niektórzy nawet domagają się psychoterapii.

 

Moje zalecenia są aż brutalnie szczere. Nie wystarczy ograni­czyć picie napojów kofeinowych. Mówię im, że muszą całkowicie odstawić kofeinę. Kawa — i wszystkie napoje, zawierające kofei­nę, są „złe aż do ostatniej kropli”.

 

Jeśli używasz kofeiny, możesz myśleć, że to niemożliwe, aby rzucić całkowicie kawę, herbatę czy coca-colę. Lecz gdy poczu­jesz jak smakuje lepsze zdrowie, a twoje nerwy przestaną być „chłostane”, będziesz się dziwił, że nie zrobiłeś tego wcześ­niej. Gdy wdrożysz inne zasady i zadbasz o — właściwą dietę, ruch, świeże powietrze, wodę — przekonasz się, że nie potrzebu­jesz żadnych leków ani stymulantów, by poczuć się o wiele le­piej. Będziesz w szczytowej formie i to nie będzie złudzenie. Będzie to autentyczna, cudowna pełnia życia!

CO MOŻESZ ZROBIĆ

Wyrzeknij się złudzeń, które daje kofeina — zrezygnuj z pi­cia kawy, herbaty, coli i innych, zawierających kofeinę, napo­jów.

Objawy, występujące po ich odstawieniu, możesz łagodzić pi­jąc jak najwięcej świeżej wody, zwalniając tempo swoich co­dziennych zajęć, i poświęcając więcej czasu na ruch. Być może zechcesz skorzystać z niektórych uspokajających zabiegów wod­nych, opisanych w dziewiątym rozdziale.

Jeśli lubisz gorące napoje, spróbuj herbaty ziołowej lub substytutów kawy, nie zawierających kofeiny i kwasu taninowego.

Chodź wcześnie spać i dobrze się wysypiaj.

Zacznij żyć naprawdę — bez kofeinowego „bicza”.

X