Jako uczeń katolickiego liceum na Kubie, byłem zafascynowany chemią. Chciałem zostać chemikiem przemysłowym i rozszyfrować skład chemiczny owoców, zwisających w kiściach u nasady pióropusza królewskich, kubańskich palm! Kuba była moim domem od piątego roku życia, ale kiedy miałem piętnaście lat musiałem ją opuścić i wrócić do Stanów Zjednoczonych.
Zainteresowanie chemią utrzymywało się również w czasie nauki w San Jose State College w środkowej Kalifornii, a moje oceny były na tyle dobre, że zapewniły mi stypendium z tego przedmiotu. W owych kryzysowych czasach był to dla studenta potężny zastrzyk finansowy. Udało się! Teraz mogłem zapoznać się z całym wachlarzem możliwości, które stwarza chemia, i nie tylko badać skład pokarmów, lecz także produkować substancje łagodzące ból, leczące choroby, a nawet przedłużające życie. To były marzenia nastolatka.
Na drugim roku studiów, chociaż program przepełniony był już naukami ścisłymi, postanowiłem dołożyć sobie jeszcze jeden przedmiot — psychologię stosowaną. Wpływ, jaki wywiera umysł na ciało, i jaki obserwuje się na przykład w histerii konwersyjnej, nie tylko zwrócił moją uwagę, ale przyczynił się także do wyboru dalszej drogi w życiu. Postanowiłem, że zajmę się medycyną. Teraz miałem przed sobą jeszcze większe wyzwanie — fizjologię i biochemię mózgu. Wkrótce ukończyłem kurs wstępny i zostałem przyjęty na pierwszy rok Uniwersytetu Loma Linda. W tych czasach nauka zwana psychoneuroimmunologią jeszcze nie istniała. Ale filozofia zdrowotna, która przyświecała idei założenia tej niezwykłej uczelni medycznej obejmowała poglądy i koncepcje bardzo bliskie tej dziedzinie. Jeden z tych poglądów odzwierciedlało motto szkoły:
Na pierwszym roku uczono nas, że nie ma żadnego rozdwojenia w istocie ludzkiej. Człowiek nie składa się tylko z samego ciała, kości, mięśni, krwi i narządów. Ciało jest jedynie fundamentem. Człowiek składa się z „trójcy”, jaką tworzą ciało, umysł i duch. Leczenie ciała przynosi tylko czasowy i powierzchowny efekt, jeżeli nie obejmuje leczenia umysłu i ducha. Co więcej, podkreślano także czwarty wymiar ludzkiego istnienia. Uczono nas, że nikt nie jest samotną wyspą. Istoty ludzkie są stworzeniami społecznymi i powiązania społeczne są niezwykle istotne dla zdrowia.
Uzdrowić człowieka to znaczy uzdrowić go fizycznie, emocjonalnie, duchowo i społecznie. Naruszenie któregokolwiek z elementów tej całości może być przyczyną choroby. Leczenie tylko strony fizycznej zazwyczaj dotyczy jedynie objawów. Wszystkie aspekty natury ludzkiej są ze sobą powiązane. Umysł ma głęboki wpływ na ciało, a to, co oddziałuje na stronę fizyczną odbija się z kolei na umyśle, duchu i więziach społecznych. Skuteczne leczenie obejmuje całą osobę. Koncepcja ta jest istotna nie tylko dlatego, że sprzyja całkowitemu zdrowiu, lecz również dlatego, iż pozwala nam lepiej zrozumieć niektóre z najbardziej dotkliwych problemów, jakie trapią ludzi. Daje nam to wgląd w tajemnicę życia i śmierci. Strach przed śmiercią jest bardzo realny, a my znamy wiele subtelnych sposobów, by go usunąć z naszej świadomości.
Kilka lat temu, na łamach Los Angeles Times, dr Gerald Brodie postawił pytanie: „Co by się stało, gdybyśmy pozbyli się chorób serca?” Dr Brodie wspomniał, że na ostatniej konferencji American Heart Association postawiono komputerowi podobne pytanie: „Na co byśmy umierali, gdyby udało się wyeliminować wszystkie choroby serca? Czy w tym przypadku koszty opieki zdrowotnej wzrosłyby czy zmalały?”
Według sprawozdania dra Brodiego, komputer szybko ustalił, że w takim przypadku umieralibyśmy na udar mózgu, a koszty leczenia podskoczyłyby w górę w związku ze zwiększeniem liczby pensjonariuszy domów opieki i utrzymywaniem ich przy życiu przy pomocy skomplikowanych i kosztownych środków. Co więcej, komputer stwierdził, że koszty ponoszone przez młodszą generację byłyby oszałamiające, zwłaszcza wobec wątpliwych osiągnięć w postaci życia na granicy wegetacji. Podsumowaniem artykułu był apel:
Artykuł ten, niezwykły jak na świeckie czasopismo, porusza pewne problemy filozoficzne, rzutujące na opiekę zdrowotną, dotyczące celów i etyki postępowania lekarskiego, wartości życia i akceptacji śmierci. Wprowadza on także element zaufania jako koniecznego warunku procesu leczenia. Jako lekarz, miałem okazję przyjrzeć się życiu i groźbie śmierci z dwóch perspektyw — obserwatora i bezpośredniego uczestnika. Patrzyłem na to nie tylko jako członek zespołu terapeutycznego, lecz także jako istota ludzka, potrzebująca uzdrowienia. Pozwól mi wyjaśnić, że lekarz nie uczy się sztuki medycznej tylko w szkole. Uczy się jej z doświadczenia i utożsamienia się z pacjentem. Najsubtelniejszych tajników tej sztuki często można się nauczyć tylko przez osobiste cierpienie i występowanie w roli przedmiotu procesu leczniczego.
Niewykluczone, że najistotniejszym czynnikiem motywującym ludzkie zachowanie jest stosunek danej osoby do śmierci. Lęk przed śmiercią i niebytem znajduje swój wyraz we wszystkich kulturach i cywilizacjach. „Prymitywniejsze” kultury są bardziej szczere w okazywaniu tego rodzaju strachu, cywilizowane kultury wyrażają go w subtelniejszy sposób. Ale głęboko w sercu każdego człowieka rodzi się niepokój, gdy zaczyna myśleć o swoim ostatecznym przeznaczeniu.
By od niego uciec, większość kultur stosuje różne sposoby, aby usunąć myśli o śmierci — jednym z najbardziej rozpowszechnionych jest kult bohaterów. Bohater musiał dowieść swojej niezwykłej wartości heroicznymi czynami i dzięki temu pamięć o nim mogła zostać unieśmiertelniona. Większość religijnych filozofii zaprzecza śmierci „unieśmiertelniając” duszę czy ducha. Niestety, źródeł tych poglądów należy szukać w starożytnych filozofiach, głoszących dwoistość ludzkiej natury, a nie w boskim objawieniu.
Ostatnio wiele się pisze o śmierci i umieraniu, a także przygotowywaniu pacjentów w końcowym stadium nieuleczalnej choroby na śmierć. Przygotowywanie pacjentów na to nieporównywalnej wagi wydarzenie jest jednym z najodpowiedzialniejszych zadań w pracy duchownych i lekarzy. Nie ma większej przysługi, jaką moglibyśmy wyświadczyć bratniej istocie ludzkiej. Ale przysługa ta nie powinna polegać na zwodniczym ignorowaniu realności śmierci. Zaprzeczanie śmierci jest marnym substytutem wobec możliwości zapoznania pacjenta z całościową koncepcją ludzkiej osobowości i zaproponowania mu wiary, która wykracza poza nieuchronną realność śmierci. Śmierć nie jest kontynuacją życia, lecz raczej jego zawieszeniem. Chociaż podziwiam pracę, jaką na tym polu wykonała dr Elisabeth Kubler-Ross, zdecydowanie nie zgadzam się z jej konkluzją, że śmierć „jest zasłoną pomiędzy istnieniem świata, którego jesteśmy świadomi i tego, który ukryty jest przed nami, dopóki nie odsuniemy zasłony”. Chociaż zgadzam się z dr Kubler-Ross co do istnienia źródła dobra, światła i siły większego niż ktokolwiek z nas, nie mogę zgodzić się z tym, że „każda najgłębsza jaźń posiada byt, który wykracza poza granice fizycznej skończoności i składa się na tę większą potęgę”. Tu bowiem autorka opuszcza zakres dociekań nauk przyrodniczych i wkracza w dziedzinę filozofii. Jest to jedynie bardziej wyrafinowany sposób zaprzeczenia śmierci.
Miliony szczerych, oddanych swoim przekonaniom i autentycznie dobrych ludzi w taki lub inny sposób zaprzecza śmierci. Wśród nich jest wielu czołowych przywódców religijnych naszych czasów, jak również wybitnych naukowców, artystów i filozofów. „Psalm życia” Longfellowa jest klasycznym przykładem tego rodzaju myślenia. Na nieszczęście ta mylna informacja jest podawana masom ludzkim jako fakt, mimo iż nie ma uzasadnienia ani w logice, ani w nauce, ani też w teologii biblijnej. Jednym z niebezpieczeństw negowania śmierci jest fakt, iż otwiera ono drogę okultyzmowi i stanowi bazę dla mylnej interpretacji zjawisk parapsychicznych. Na podstawie mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że spirytyzm oraz niewłaściwe stosowanie parapsychologii i hipnozy należą do zjawisk najbardziej odbijających się na ludzkiej psychice. Są one przeciwne życiu i szukają odpowiedzi raczej w śmierci niż w życiu.
Spirytyzm nie jest niczym nowym. Jest tak stary jak pisana historia ludzkości. Przewija się we wszystkich kulturach, od „najprymitywniejszych” aż do tych najbardziej cywilizowanych. Obserwowałem rytuały diabelskiego kultu voodoo na Haiti i w Afryce i czytałem o prezydentach i premierach, którzy nie chcieli podejmować żadnych ważnych decyzji państwowych bez zasięgnięcia rady duchów zmarłych przyjaciół czy krewnych.
Jednym z tragicznych przykładów naruszenia osobowości był przypadek znanego i szanowanego przywódcy religijnego naszych czasów, biskupa Jamesa Alberta Pike’a (1913-1969). Kierowany miłością do zmarłego syna, biskup Pike szukał kontaktu z jego „duchem”. Próby te zakończyły się jego tajemniczą śmiercią w odległym zakątku pustyni judejskiej. Co więc jest odpowiedzią na problem śmierci? Jeśli nie jest ona zasłoną, oddzielającą dostępną zmysłom rzeczywistość od świata duchów, to czym jest? Czy jest bramą do wieczności? Czy odpowiedź przyniosą nowe odkrycia naukowe albo ulepszony styl życia? A może coś innego?
Na stronicach tej książki podkreślałem, jakie znaczenie ma styl życia jako środek do osiągnięcia zdrowia i poprawy jakości życia. Mamy już za sobą siedem z ośmiu warunków całkowitego zdrowia. Chociaż stosowanie tych siedmiu zasad przynosi znaczne korzyści, nikt z nas nie jest w stanie uniknąć śmierci, choćby nie wiem jak poprawnie postępował. Ani jedzeniem, ani ćwiczeniami nie możemy osiągnąć wiecznego życia. Jak dotąd mówiliśmy o zmianach stylu życia, prowadzących do polepszenia jego jakości i osiągnięcia długowieczności. Nie zajmowaliśmy się jednak sytuacją, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że życie się kończy. Ostatni punkt proponowanych przez nas zmian dotyczy zaufania.
Zaufanie jest nie tylko nieodzownym elementem opieki zdrowotnej, ale jest także naszą jedyną nadzieją na rozszerzenie zasięgu życia poza śmierć. I chciałbym cię zapewnić, iż nadzieja nie jest wcale chwytaniem się brzytwy ani sięganiem po gruszki na wierzbie. Nadzieja jest oczekiwaniem rzeczywistości, o której istnieniu wiemy dzięki naszej wierze. Wiara jest synonimem dojrzałego zaufania. Nie jest fantazją ani złudzeniem. To obietnica wiosny. Bez niej życie stałoby się bezładne i nieznośne. Jest nieodzowna do przetrwania, a szczególnej wartości nabiera w obliczu śmierci. Nawet nie będąc tego świadomym, każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu doświadcza wiary.
Kiedy budzisz się rano, wierzysz, że słońce wzejdzie. Kiedy chcesz umyć twarz lub wziąć prysznic, wierzysz, że kiedy przekręcisz kurek z kranu poleci woda. Kiedy wsiadasz do samochodu i przekręcasz kluczyk w stacyjce, wierzysz, że silnik ruszy, gdy iskra elektryczna zapali benzynę, którą wlałeś do baku wczoraj wieczorem. Musisz wierzyć swoim pracownikom, poczcie, policji i wielu innym rzeczom. A gdy kończy się dzień pracy i pora na powrót do domu, twoja wiara w wielu ludzi i wiele rzeczy pozwala ci wyjść z pracy bez telefonicznego upewnienia się, czy twój dom wciąż stoi na swoim miejscu. Wiara jest nieodzownym warunkiem zachowania równowagi umysłu. Bez niej wpadlibyśmy w otchłań paranoi. Bez wątpienia czasami nasza wiara doznaje wstrząsu, gdy ktoś lub coś nas zawodzi. Czy to znaczy, że wiara jest zwodnicza? Absolutnie nie. To nie z wiarą coś nie jest w porządku, tylko z obiektem naszej wiary. Na niektórych rzeczach i ludziach nie można polegać i obdarzać ich naszym zaufaniem. Znając mechanizm rozwoju naszej wiary i zaufania lepiej zrozumiemy, jak do tego dochodzi.
Zaufanie rozwija się w wyniku dokładnego poznania obiektu nim darzonego i umacnia się w miarę tego, jak mocno jesteśmy przeświadczeni o jego niezawodności i stałości. Zaufanie jest elementem więzi, która tworzy się w dzieciństwie pomiędzy dzieckiem a matką. Matka zapewnia pokarm, ciepło, miłość, czyste pieluszki i wygodę. Po kilku dniach dziecko wyraża swoje zaufanie zachowując się spokojniej, mniej płacząc i dobrze śpiąc. Gdy niemowlę zaznajamia się ze swoim otoczeniem, rozwija wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Matka i inne osoby, które kojarzy z komfortem, stają się obiektami zaufania. Erik Erikson, wybitny specjalista dziecięcej problematyki z Harvardu, wskazuje, iż pierwszym społecznym osiągnięciem niemowlęcia jest pozwolenie matce na oddalenie się poza zasięg jego wzroku bez okazania niepokoju i złości. W ten sposób zaufanie staje się jedną z pierwszych rzeczy, jakich się uczymy. Większość domów zapewnia warunki, w których zaufanie może rosnąć i rozwijać się. Niestety, rozpad więzi rodzinnych, narkotyki i nienormalne warunki socjalne mogą tak okaleczyć dziecko, że staje się nieufne. Nie trzeba nikogo przekonywać, że to poważne upośledzenie osobowości może być usunięte jedynie wtedy, gdy dziecko znajdzie się w zasięgu autentycznej miłości.
Każdy z nas cierpi w pewnym stopniu na nieufność, czyli innymi słowy na brak wiary. Wiara nie jest przeżyciem mistycznym, które osiągamy poprzez religijne zachowania, chodzenie do kościoła, uczenie się na pamięć wersetów Koranu czy nawet medytacje Zen. Jak poprzednio wspomniano, wiara jest podstawowym doświadczeniem i ważnym filarem ludzkiej osobowości. Wyraża się w relacjach osobowych i charakterze, a nie w deklaracjach. Wiara musi zawsze wiązać się z miłością. Miłość pociąga za sobą zaangażowanie, które pogłębia się i staje się elementem wiary. Wiara jest cierpliwa oraz wytrwała i przynosi owoce w postaci posłuszeństwa. Wiara jest jedyną rzeczą, która może zapewnić nam bezpieczeństwo i poczucie przynależności. Jest także naszym największym leczniczym potencjałem. Wiara nie jest trwaniem w takim czy innym przekonaniu wbrew faktom, nie jest także psychologicznym szczudłem, które chroni nas przed postawieniem stopy na twardej ziemi. Wiara zadaje pytania i oczekuje odpowiedzi. Jeśli odpowiedzi te mają sens, wtedy wiara, zamiast skokiem w ciemność, staje się pogłębiającą się więzią miłości i jedności. Jedno z pytań, jakie zadaje wiara, brzmi:
Dążenie do zrozumienia tego, skąd pochodzimy, jest jeszcze starsze niż nasze korzenie kulturowe. Podstawowa luka do wypełnienia w naszej wiedzy dotyczy zrozumienia źródeł i istoty naszego zwykłego człowieczeństwa. Znaczy to uświadomić sobie własne dziedzictwo i być z niego dumnym. Wyrazem tego faktu był fenomenalny sukces powieści Alexa Haleya „Korzenie”. To powszechne dążenie nie zna granic rasowych, religijnych i ekonomicznych. Jak stwierdza Haley:
Karol Darwin opracował logiczną teorię ewolucyjnego rozwoju gatunków. Zapożyczył tę koncepcję od greckich filozofów i usiłował dowieść jej w laboratorium natury. Jego dzieło, „O powstawaniu gatunków”, po raz pierwszy opublikowane w 1859 roku, przyniosło pierwsze całkowicie świeckie wyjaśnienie pochodzenia człowieka i zostało zaakceptowane przez większą część świata naukowego.
Problem z przekonaniem o cząsteczkowym pochodzeniu człowieka polega na tym, że pomniejsza ono potencjał wiary i stara się uczynić człowieka najdoskonalszym wytworem fizycznych sił wszechświata. Jako naukowiec, który miał przywilej wejrzeć w nieskończoną złożoność ludzkiej anatomii i fizjologii, skłaniam się ku alternatywnemu światopoglądowi, który początki świata, kosmosu i człowieka składa w ręce inteligentnego projektanta, nazywanego przez nas Bogiem. Istnieją dowody, że On istnieje i nie milczy. Chociaż nie rozstrzygające, dowody stworzenia nie są wcale słabsze niż dowody ewolucji. Są zbyt mocne, by uważać wiarę za bezpodstawną.
Gdy dostrzeżemy we wszechświecie ślady inteligencji i celowego działania, następnym logicznym krokiem jest poszukiwanie jego konstruktora. Sofar, starożytny mędrzec, zapytał kiedyś, czy człowiek, szukając, ma szanse znaleźć Boga. Odpowiedź brzmi: nie. Człowiek własnym wysiłkiem nie jest w stanie znaleźć Boga, lecz raczej przez wiarę zostaje przez Niego znaleziony. Bóg nieustannie szuka mężczyzn i kobiet, którzy się przed Nim nie ukrywają. Odzywa się do nich, mówiąc:
Jednym z największych odkryć, jakich dokonałem w życiu, było dostrzeżenie we wszechświecie celu i zamysłu oraz tego, że gdzieś tam w niezmierzonych przestrzeniach kosmosu, „wśród czarnych dziur i wybuchających gwiazd” panuje porządek, a nie chaos. Jestem spokojny wiedząc, że osią wszechświata jest miłość, a nie bezosobowa siła.
Każdy może się o tym przekonać i zdobyć spokój, gdy pozna i zrozumie charakter oraz osobowość Boga, jak również fakt, że „doświadczenie poznania” jest nazywane wiarą.
Każdy może mieć swojego własnego boga, ponieważ wszystko, co ma dla nas najwyższą wartość staje się dla nas bogiem. Dla niektórych jest to władza, dla innych bogactwo, dla jeszcze innych pozycja społeczna. Żaden z tych bogów nie zapewnia uzdrowienia i nie rozwiązuje problemu śmierci. Jedynym Bogiem, który wychodzi naprzeciw naszym najgłębszym, wewnętrznym potrzebom jest Ten, który stworzył nas i wszechświat, w którym żyjemy. Objawił się przez przyrodę i wybranych rzeczników, nazywanych prorokami. Przesłania te zostały zapisane w dwóch księgach, w księdze natury i w Piśmie Świętym. Ponieważ zarówno przesłanie przyrody, jak i Pisma bywały mylnie odczytywane, Bóg postanowił zaradzić temu nieporozumieniu inną metodą. Autor Listu do Hebrajczyków opisuje to w ten sposób:
Tylko wiara, zaktywizowana przez Ducha Bożego, może być odpowiedzią na taką deklarację, a dopiero wtedy, gdy ta odpowiedź padnie, staje się możliwe zrozumienie innego wersetu Pisma:
Nie jest moim zamiarem kogokolwiek urazić ani wpajać religijne przekonania. Staram się jedynie wskazać, na podstawie własnego doświadczenia, że wiara w osobowego Boga i osobista więź, jaka może nas z Nim połączyć, są jedynym lekarstwem na niepokój, wzniecany przez rozważania nad śmiercią.
Utwierdzenie się w przekonaniu, że Bóg stał się istotą ludzką i przeszedł wszystkie ludzkie doświadczenia, byśmy mieli pewność, że rozumie ludzkie położenie, wymaga rozumnej i świadomej wiary. Umarł nie tylko po to, by pokonać śmierć, ale by dać wyraz swojemu pragnieniu utrzymywania z nami pełnej miłości więzi. Proponuje nam całkowite uwolnienie od więzów śmierci, tylko poprzez wiarę w Jego obietnice.
Wszystkie wielkie religie świata starają się polepszyć ludzkie położenie i wyjaśnić znaczenie życia. Mahomet, założyciel islamu, nauczał moralności, wiary w Boga, świętości prawa i poszanowania praw człowieka. Uczył także o życiu po śmierci, ale nie wyjaśnił ostatecznie, jak je osiągnąć. Gautama Siddhartha — Budda, ubóstwiony twórca buddyzmu, ustanowił wielki system religijny, oparty na ludzkiej dobroci i moralności. Jego dziesięć kroków do oczyszczenia i doskonałości miało za zadanie ulepszyć wiele istot ludzkich. Jednak i on nie potrafił rozwiązać problemu śmierci, a jego szczątki spoczęły w świątynnym grobowcu, gdzieś w Azji.
Wedyzm, matka buddyzmu, hinduizm i inne azjatyckie religie, mimo iż nie mogą się poszczycić żadnym konkretnym założycielem, stanowią wspólnie jedną z największych religii świata. Jako odpowiedź na problem śmierci, hinduizm proponuje reinkarnację. Pierwotne chrześcijaństwo, takie jakiego nauczał Jezus Chrystus, przewyższa wszystkie inne religie, dając obszerniejszą odpowiedź na problemy komplikujące życie. Chrześcijaństwo nie mówi o człowieku, który stał się Bogiem, lecz o Stwórcy wszechświata, który, powodowany swoją wielką miłością, stał się człowiekiem.
Według relacji wielu świadków Chrystus umarł na rzymskim krzyżu, skazany przez ludzi, którym przyszedł ofiarować życie. Lecz pozostał w grobie tylko kilka dni. W niedzielę, wczesnym świtem powstał z martwych, nie pozostawiając żadnych pomników czy pamiątek — jedynie pusty grób. Chrystus oświadczył, że jest Zmartwychwstaniem i Życiem dla rodzaju ludzkiego i daje obietnicę zmartwychwstania tym wszystkim, którzy ufają mu tak dalece, aby za Nim pójść.
Chrystus opisał śmierć jako sen, z którego zmarli zostaną zbudzeni na Jego wezwanie. Obietnica ta została szczegółowo przekazana przez Izajasza:
A oto słowa Chrystusa:
Zmartwychwstanie to opisał także apostoł Paweł:
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest mostem przerzuconym ponad snem śmierci i prowadzi do nie kończącego się życia. Jego zmartwychwstanie jest obietnicą wiosny i zaproszeniem do zaufania Mu, jako Temu, który jedynie godny jest naszego uwielbienia i poddania się. Takie zaufanie leczy ducha i większość naszych fizycznych problemów. Poddaj Go próbie! On jest ostateczną istotą i fundamentem rzeczy minionych i przyszłych!
Miej otwarty umysł i nie zadowalaj się tylko tym, czego do tej pory nauczyłeś się w życiu. Nauka jest doświadczeniem całego życia, a odkrywanie nowej prawdy jest najwspanialszą przygodą.
Szukaj światopoglądu, który odpowiada na podstawowe życiowe pytania: Czym jest życie? Skąd pochodzi? Czy śmierć jest naszym ostatecznym przeznaczeniem? Co mogę zrobić w sprawie życia i śmierci?
Dokładnie zbadaj podstawy twoich przekonań i upewnij się, czy są spójne i sensowne. Nie polegaj całkowicie na tradycji kulturowej, z tego prostego powodu, że zarówno błąd, jak i prawda mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mistycyzm oraz mitologia są tak stare jak rodzaj ludzki, a przecież żadne z nich nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością i prawdą.
Jeśli nigdy tego nie robiłeś, spróbuj czytać Biblię, szczególnie we współczesnych przekładach, i odkryj jej przesłanie. Czytaj ją, księgę po księdze, a nie wiersz po wierszu. Staraj się uchwycić to, co każdy z czterdziestu autorów ma ci do przekazania w sześćdziesięciu sześciu księgach Starego i Nowego Testamentu. Tematem Biblii jest pełen miłości Stwórca, wkraczający w beznadziejne ludzkie położenie, przynosząc uzdrowienie i odkupienie, a w końcu wyzwolenie spod władzy śmierci. Jest to historia sukcesu, a ty także możesz mieć w nim swój udział!
Miej wiarę w Boga i zaufaj Mu!